Dokąd zmierza polski Kościół? Jak to się stało, że w okresie, w którym Polska odzyskała niepodległość, gdy Kościół ma niczym nie skrępowane możliwości tworzenia swoich rozgłośni radiowych, drukowania swej prasy, ma znacznie szerszy dostęp do telewizji publicznej I komercyjnej, jest w takim kryzysie? Jak to się stało, że po ćwierć wieku rządów w Kościele sprawowanych przez (moim zdaniem) najwybitniejszego członka naszego narodu w całej jego tysiącletniej historii, człowieka tak kochanego przez miliony, kościoły opustoszały, a znajomość wiary ludzi uważających się za katolików jest tak żenująco mała?
Jak to się stało, że wielu katolików nie ma zielonego pojęcia dlaczego antykoncepcja jest złem, dlaczego zapłodnienie In vitro jest moralnie niedopuszczalne, a słucha codziennie radia, które co chwilę podkreśla, że jest katolickim głosem w każdym domu? Jak to się dzieje, że wielu katolików potrafi określić precyzyjnie kto jest, a kto nie jest Żydem i wielu księży organizuje spotkania, konferencje i rekolekcje zajmujące się szukaniem i rozpoznawaniem różnego rodzaju wrogów, a nie potrafi, albo nie chce mówić o rzeczach istotnych dla naszego zbawienia?
Piszę ten tekst oczywiście pod wpływem komentarzy na "frondzie" pod moją analizą wykładu księdza profesora Chrostowskiego o tym, kto jest Żydem. I nie chodzi o to, żebyście pomyśleli, że się go czepiam. On tu jest tylko pretekstem, czy katalizatorem. Nic nie wiem na temat księdza profesora, poza tym, że mnie parę osób poinformowało, że jest wspaniałym biblistą i że doskonale potrafi o Biblii opowiadać. Tak się też złożyło, że słuchając kazania księdza Pawlukiewicza sprzed tygodnia (z 3 maja) usłyszałem kilka ciepłych słów o księdzu Chrostowskim, w kontekście pielgrzymki osób niewidzących do Ziemi Świętej, którą on prowadził. Chwała mu za to wszystko, co robi dobrego. Jednak nie zmienia to faktu, że ciągle nie rozumiem po co uczyć innych kapłanów i wiernych jak rozpoznawać Żydów, gdy znajomość Dobrej Nowiny i katechizmu jest niemal zerowa.
W Stanach wielokrotnie spotkałem się z opinią, że jednym z największych skarbów, jakie nam zostawił Jan Paweł Wielki jest jego „teologia ciała”. Wielokrotnie słyszałem, że jest to nauczanie takiej wagi, że jeszcze przez wieki będzie odkrywane i poznawane przez teologów i wiernych. Że jest tak wspaniałe i głębokie, że dla samej „teologii ciała” Jan Paweł Wielki powinien zostać ogłoszony Doktorem Kościoła. W radiu EWTN Matki Angeliki, w audycjach radia Ale Maria, czy w programach organizacji Catholic Answers wielokrotnie o tym mówiono. Ile osób w Polsce wie, co to jest?
I ja nie czepiam się tu akurat Polski, bo problem jest szerszy. Przeciętny proboszcz w amerykańskich parafiach także nie ma pojęcia o tych sprawach. Albo gdy je ma, to nic o tym nie mówi. I nie twierdzę, że „teologia ciała” nie jest zupełnie nieznana i niedoceniana w Polsce. Sam mam książkę ojca Jarosława Kupczaka OP, wydaną przez Znak, pod tytułem „Dar i komunia. Teologia ciała w ujęciu Jana Pawła II”. Jednak istnieje jakaś niezrozumiała przepaść między tym, czego nauczał Paweł VI w „Humanae Vitae” i Jan Paweł II w „Evangelium Vitae” i w swej „Teologii ciała”, a tym, co na temat ludzkiej seksualności, rozrodczości i moralności z tym związanej wie przeciętny katolik. My w Stanach na szczęście mamy EWTN, ale w Polsce brakuje takiego medium. Tak bardzo nastawionego właśnie na ewangelizację, równocześnie stroniąc ile się da od polityki.
Mam subiektywne wrażenie, także po lekturze felietonów na "frondzie", że polscy katolicy są wybitnymi fachowcami od tego, czy i kogo należy oddzielić grubą kreską, i kto jest pod, a kto nad, kto jest Żydem, kto liberałem, która frakcja polityczna jest miła Panu Bogu, a którzy mają kudłatego za przewodniczącego, czy generalnego sekretarza, kto co ukradł, kto przy jakim siedział stole, a kto i z kim pod tym stołem robił zakulisowe układy. Katolickie media pławią się w polityce, biskupi się dzielą na tych od wyborczej i na tych od "katolickiego głosu w każdym domu" i na tych od Gościa Niedzielnego i sam jeszcze nie wiem na jakich. Na tych co są za rozliczaniem i weryfikacją i na tych, co są za spuszczeniem miłosiernej zasłony milczenia… tylko gdzie są ci, którzy są za ewangelizacją?
Wiem, że krzywdzę tu wielu księży i wielu biskupów. Takie uogólnienia są z samej swej natury krzywdzące. Jest wielu wspaniałych księży (choćby wspomniany przeze mnie wcześniej ksiądz Piotr Pawlukiewicz, którego kazań słucham dość regularnie) i wielu wspaniałych biskupów. Tylko, że przeciętny człowiek, który co prawda ochrzczony i uważający się za katolika, ale nie chodzący od lat do kościoła, nie widzi ich wcale. Widzi wielką politykę, którą Kościół usiłuje prowadzić. Słyszy więcej o Unii Europejskiej, o tym która partia jest cacy, a która be, niż o tym, czego nauczał Jezus i czego nauczał Jan Paweł II.
Ja widzę z własnego doświadczenia jaką wielką moc, siłę i władzę mają katolickie media. Siłę i władzę, która może być wykorzystana do dobrego i do złego. W USA od razu można poznać „radioaktywnych” katolików. Ci, którzy Regularnie słuchają EWTN i ponad setki lokalnych rozgłośni katolickich i oglądają telewizję Matki Angeliki, są zupełnie inni od tych „przedtelewizyjnych, ale posoborowych”. I nie są to tylko szeregowi „wygrzewacie ławek”, ale także księża i biskupi. Wraca łacina do codziennej liturgii, wraca ortodoksja do Kościoła, wierność papieżowi, adoracja Najświętszego Sakramentu (także całoroczna, 24-godzinna, praktykowana już w ponad ośmiuset parafiach w USA), jest przeprowadzane nowe, wierniejsze łacińskiemu oryginałowi tłumaczenie tekstów liturgicznych, itd., itp. I nie jest to marginalny ruch. Jest on naprawdę masowy. I przede wszystkim wraca świętość wiernych. Wydłużają się kolejki przed konfesjonałami, a do tego zaczynają się powroty tych katolików, którzy odeszli od Kościoła.
Z drugiej strony w Polsce też nie da się przecenić wpływu mediów katolickich. Mam oczywiście na myśli przede wszystkim Radio Maryja. Jednak jaki jest to wpływ, każdy widzi. Pewno, że jest tam bardzo dużo wspaniałych audycji, są modlitwy, transmisje Mszy Świętej itp. Ale „typowy słuchacz RM” nie kojarzy mi się z apologetą i znawcą Pisma Świętego, ale z wojującym politykierem, znawcą teorii spiskowych i spraw UE. Przynajmniej takie są moje, subiektywne doświadczenia. Może się mylę. Mam nadzieję, że tak. Ale szkoda. Po prostu szkoda, że tyle energii idzie w kierunku rozwiązań politycznych, gdy jest tak wielka potrzeba rozpoczęcia ewangelizacji od podstaw.
Niedawno tłumaczyłem wykład Petera Kreefta, który mówił, że naszym wrogiem nie są partie polityczne, czy media o innych niż nasze programach i poglądach, ale wrogiem jest szatan. I jedyną drogą by go pokonać jest droga świętości. Każdy z nas musi się stać święty i każdy kapłan, każda katolicka gazeta i rozgłośnia radiowa musi nas uczyć tej świętości. To jest najpewniejsza i myślę, że jedyna droga do zwycięstwa Ewangelii. Gadanie o polityce to strata czasu. Kościoły będą dalej pustoszeć, byli katolicy psioczyć coraz głośniej na Kościół, a my skończymy wojną domową o to, czy być, czy nie być w Unii. A o Jezusie wszyscy zapomną.
Tymczasem On sam nam ( a szczególnie kapłanom) dał bardzo proste polecenie: „Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem.” (Mt 28, 19-20) Nie: „Idźcie i róbcie wielką politykę, demaskują Żydów, komunistów i liberałów, ucząc ich kto jest prawdziwym Polakiem”. I jeszcze raz, na koniec, przepraszam wszystkich, którzy mogli się poczuć urażeni tym, co napisałem. Wiem, że jest wielu, bardzo wielu tych, co właśnie to robią, co nam nakazał Pan Jezus. Mówią o Ewangelii, nie o polityce. Księża, (wspominałem już księdza Piotra Pawlukiewicza), osoby świeckie, (jak choćby Franek Kucharczyk, czy Paweł Wdówik, że wspomnę tylko tych dwóch), czy media takie jak Gość Niedzielny, Radio Józef, czy Radio Niepokalanów.
Oczywiście ja mam dość ubogi, a zatem fałszywy obraz sytuacji w Polsce i z pewnością ominąłem wiele osób, które należałoby tu wspomnieć. Każdy zapewne sam mógłby tu dodać swoich faworytów. Nie zmienia to jednak w niczym faktu, że jest ich ciągle dużo za mało. Wieloletnie nawoływania papieża o nową ewangelizację nie przyniosły na razie takich owoców, jakich on się spodziewał. Jego pełne goryczy słowa, że w Polsce wszyscy papieża kochają, ale nikt go nie słucha pozostają prawdziwe. Kremówki i wspólne śpiewy na Franciszkańskiej są ważniejsze niż encykliki. Papież stał się pomnikiem, który trzeba przykryć pokrowcem i raz na jakiś czas odsłonić i przypomnieć, by się lekko wzruszyć, a potem szybko odstawić do szafy i wrócić do naszych codziennych politycznych przepychanek. A kościoły dalej pustoszeją, wierni dalej nie rozumieją czego i dlaczego naucza Kościół, a co „przeciętny młody człowiek” sądzi o Kościele każdy może przeczytać wśród komentarzy do jakiegokolwiek wpisu na temat wiary w dowolnym portalu w internecie. I to, moim zdaniem, jest prawdziwa tragedia, za którą znaczną część winy ponosi właśnie sam Kościół. Czy, mówiąc precyzyjniej ludzie, którzy z tym Kościołem są utożsamiani.
No comments:
Post a Comment