Biblia często porównuje stosunek Boga do ludzi do matrymonialnego związku. Pieśń nad Pieśniami to jeden z przykładów. Innym przykładem jest prorok Ozeasz, który poślubił na żądanie Pana nierządnicę, by w ten sposób pokazać Izraelitom, jak niewierną oblubienicą są oni w stosunku do Boga. W Starym Testamencie to właśnie przede wszystkim wybrany naród, Izrael, jest przedstawiany jako Oblubienica Pana. W Nowym Testamencie Kościół, ten nowy Lud Boży, jest Jego Oblubienicą. Pan Jezus bardzo często mówiąc o Królestwie Bożym wspomina o weselnej uczcie, w przypowieściach ukazuje nam obrazy z wesela i nawet na miejsce swego pierwszego cudu wybrał weselną uroczystość w Kanie. Sam siebie nazywa „panem młodym” gdy uczniowie Jana Chrzciciela pytają Go dlaczego Jego uczniowie nie poszczą:
Wtedy podeszli do Niego uczniowie Jana i zapytali: Dlaczego my i faryzeusze dużo pościmy, Twoi zaś uczniowie nie poszczą? Jezus im rzekł: Czy goście weselni mogą się smucić, dopóki pan młody jest z nimi? Lecz przyjdzie czas, kiedy zabiorą im pana młodego, a wtedy będą pościć. (Mt 9,14-15)
Także Święty Paweł nawiązuje do tego wyobrażenia i w Liście do Efezjan przedstawia Kościół jako Ciało Jezusa, a Jego jako Głowę Kościoła:
Jego samego ustanowił nade wszystko Głową dla Kościoła, który jest Jego Ciałem. (Ef 1:22b-23a)
Czasem wyobrażamy sobie jakiś taki dziwny twór, hybrydę, gdzie Jezus jest głową, a my torsem, rękami, nogami, zmysłami, itd., itp. Tym bardziej, że w innym miejscu Paweł rzeczywiście porównuje naszą rolę w Kościele do roli poszczególnych organów w ludzkim organizmie:
Podobnie jak jedno jest ciało, choć składa się z wielu członków, a wszystkie członki ciała, mimo iż są liczne, stanowią jedno ciało, tak też jest i z Chrystusem.[…] Ciało bowiem to nie jeden członek, lecz liczne [członki]. Jeśliby noga powiedziała: Ponieważ nie jestem ręką, nie należę do ciała - czy wskutek tego rzeczywiście nie należy do ciała? Lub jeśliby ucho powiedziało: Ponieważ nie jestem okiem, nie należę do ciała - czyż nie należałoby do ciała? Gdyby całe ciało było wzrokiem, gdzież byłby słuch? Lub gdyby całe było słuchem, gdzież byłoby powonienie?[…] I tak ustanowił Bóg w Kościele najprzód apostołów, po wtóre proroków, po trzecie nauczycieli, a następnie tych, co mają dar czynienia cudów, wspierania pomocą, rządzenia oraz przemawiania rozmaitymi językami. (1 Kor 12, 12,14-17,28)
Jednak, wydaje mi się, w Liście do Efezjan jest mowa o czym innym. Nasze role w Kościele niewątpliwie są różne i każdy ma coś innego do spełnienia. Jednak Efezjanom Paweł pisze nie tyle o roli poszczególnych członków Kościoła, co o tym, czym jest Kościół. Cały ten list jest listem „eklezjalnym”, kościelnym. Z pośród wszystkich miejsc Paweł najwięcej czasu spędził właśnie w Efezie. Tam także mieszkała Maryja i tam był biskupem Jan Apostoł i Tymoteusz. Z wszystkich miejsc na świecie Kościół był tam chyba najlepiej ugruntowany. Mieszkańcy Efezu byli najlepiej poinstruowani w wierze. Przez całe lata chrześcijanie mogli słuchać nauk świętego Pawła i świętego Jana. Szkoda tylko, że nie było możliwości nagrywania tych kazań… Tym bardziej powinniśmy dziękować Bogu za Kościół, który zachował w swej Tradycji ich naukę.
W piątym rozdziale Listu do Efezjan Paweł wyjaśnia dokładniej co miał na myśli mówiąc o tym, że Jezus jest głową Kościoła, a my Jego ciałem. Wyjaśnia to właśnie na przykładzie małżeństwa. Ja, gdy niemal trzydzieści lat temu poślubiłem moją oblubienicę, stała się ona moim ciałem. A ja stałem się jej głową. Ale nie obciąłem jej głowy i nie przyszyłem mojej do jej korpusu. Stało się to zupełnie inaczej. Tak, jak zapowiada sam Bóg już na samym początku, w Księdze Rodzaju:
Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem. (Rdz 2,24)
W piątym rozdziale Listu do Efezjan Święty Paweł pisze:
Żony niechaj będą poddane swym mężom, jak Panu, bo mąż jest głową żony, jak i Chrystus - Głową Kościoła: On - Zbawca Ciała. Lecz jak Kościół poddany jest Chrystusowi, tak i żony mężom - we wszystkim. Mężowie miłujcie żony, bo i Chrystus umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie (Ef 5,22-25)
Nie bez przyczyny tylko wers 22 jest tytułem tego tekstu. Przede wszystkim tytuł powinien być krótki, ale nie tylko to było powodem. Taki wybór miał także na celu sprowokować i zachęcić do czytania. Nie brakuje bowiem w naszym społeczeństwie szowinistów, którzy nawet w Biblii będą szukać usprawiedliwienia dla swych niemoralnych postępków. Nie sugeruję tu oczywiście w najmniejszym nawet stopniu, by ktokolwiek z czytelników zaliczał się do tej grupy ludzi, ale myślę, że być może był ktoś ciekawy, jak ja wybrnę z tego „trudnego” wersetu. Wersetu, który przecież jest częścią depozytu wiary. Który jest Słowem Bożym.
Patrząc na takie fragmenty Biblii które pozornie są kontrowersyjne, zawsze musimy pamiętać, że tekst bez kontekstu jest tylko pretekstem. Pretekstem do czegokolwiek, co sami chcemy udowodnić. Manipulować tekstami z Biblii jest bardzo łatwo. Dlatego zawsze trzeba zobaczyć cały kontekst „kontrowersyjnej” wypowiedzi. A tutaj kontekst jest jednoznaczny. Pokazuje wyraźnie, że jeżeli ktoś ma w małżeństwie łatwiejszą rolę do spełnienia, to na pewno nie mężowie. Bo Święty Paweł uczy wyraźnie, że mają oni miłować swe żony tak, jak Chrystus umiłował Kościół, wydając za niego samego siebie. A więc nawet do śmierci. Nawet, gdyby zaszła taka konieczność, poświęcając za swą Oblubienicę życie.
W czasach, gdy w USA na każde 100 zawieranych małżeństw mamy 50 rozwodów, a w Polsce, tej katolickiej, papieskiej Polsce jest niewiele lepiej, warto przypomnieć ten nakaz. Warto sobie także uświadomić, że nie mówi on nic o uczuciach. Pan Jezus przecież wcale nie miał miłych odczuć poświęcając się dla nas, dla swej Oblubienicy, dla Kościoła, gdy cierpiał na Krzyżu. Wręcz prosił Ojca, by mógł tego uniknąć, jeżeli byłoby to możliwe:
A sam oddalił się od nich na odległość jakby rzutu kamieniem, upadł na kolana i modlił się tymi słowami: Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode Mnie ten kielich! Jednak nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie! (Łk 22,41-42)
Jednak mimo zwykłego ludzkiego strachu, obawy przed cierpieniem, poniżeniem, niezrozumieniem, wstydem ukazania się ludziom jako potępiony i obdarty z szat przestępca, Jezus wypełnił wolę Ojca. Wykonał to, bo prawdziwa miłość to nie jest coś, co się czuje, ale coś, co się robi. To decyzja, podporządkowanie się swemu rozumowi, woli, a nie uleganie uczuciom. I Jezus podjął taką decyzję. Dla swej Oblubienicy zrobił wszystko, co tylko mógł. Zapłacił za nią i dla niej najwyższą cenę, przy okazji ucząc nas, czym jest prawdziwa miłość.
Nasze ziemskie małżeństwa są tylko cieniem, obrazem tego, czym naprawdę jest małżeństwo. Tak naprawdę to naszym Oblubieńcem jest Jezus. Tu, na ziemi w pełni przeżywają to zakonne siostry. One zaślubiają już tutaj Jezusa. My natomiast dopiero wtedy, gdy osiągniemy Jego Królestwo, gdy się złączymy z Nim po zakończeniu naszej ziemskiej pielgrzymki w pełni uświadomimy sobie tę rzeczywistość. Tym bardziej jednak powinniśmy w naszych ziemskich związkach małżeńskich naśladować Jezusa i kochać nasze oblubienice tak, jak On ukochał swoją. Nie tylko wtedy, jak odczuwamy taką potrzebę, ale szczególnie wtedy, gdy tych uczuć nie jesteśmy w stanie w sobie wzbudzić. Wtedy i tylko wtedy możemy stać się „głową” naszego małżeństwa. A jeżeli nie chcemy, nie możemy poświęcić się dla naszej oblubienicy aż do oddania za nią życia, to przestańmy bredzić o tym, że jesteśmy jej głową i że ma ona nam być poddana. Bo tych ról nie da się od siebie oddzielić.
Ktoś zażartował kiedyś, że nasz Kościół nie powinien nazywać się „rzymsko-katolicki”, ale „żeńsko-katolicki”. Dlatego, że czasem trudno tę męską część społeczeństwa do kościoła zagonić. A przecież każda nasza rodzina jest małym, domowym kościołem. I to właśnie ojciec, mąż jest w tym kościele kapłanem. To on, mąż, powinien być przykładem, nauczycielem, przewodnikiem i przodownikiem w naszej ziemskiej pielgrzymce. Statystyki potwierdzają fakt, że dzieci naśladują właśnie ojca. I nie ma statystycznie wielkiego znaczenia, czy mama chodzi do kościoła, czy nie. Jak tata nie chodzi, to najprawdopodobniej dzieci także nie będą chodziły. Ojcowie mają więc bardzo odpowiedzialną rolę w rodzinie. I nie idzie tu nawet o prawienie kazań. One najczęściej i tak nie odnoszą żadnego skutku. Chodzi o dawanie przykładu, bo tylko własnym przykładem można skutecznie nauczyć swe dzieci miłości do Boga. Dzieci są bardzo wyczulone na hipokryzję i można je nauczyć tylko tego, co się samemu praktykuje.
Mówiąc o Liście do Efezjan znalazłem niedawno ciekawą stronę na Internecie. Jej adres to www.e5men.org Ich mottem jest 23. werset piątego rozdziału Listu do Efezjan. Właśnie ten:
Mężowie miłujcie żony, bo i Chrystus umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie. (Ef 5,25)
Ich celem jest zgromadzenie mężczyzn, ochrzczonych chrześcijan, którzy zobowiążą się do postu o chlebie i wodzie przez jeden dzień w miesiącu, najlepiej w pierwszą środę miesiąca, za swą oblubienicę. Żonę lub w przypadku kawalerów przyszłą żonę, której być może nawet jeszcze nie poznali. Post ten ma służyć jej duchowemu wzrostowi i zaleczeniu wszelkich duchowych ran. Intencje postu każdego z mężczyzn także obejmują oblubienice innych mężczyzn, intencje kobiet które zarejestrowały się na powyższej stronie, wszystkie kobiety, przeciw którym mężczyźni zgrzeszyli, wszystkie petycje, jakie otrzymują oni od innych kobiet i ogólnie wszystkie kobiety. Myślę, że warto połączyć się z tymi wspaniałymi, prawdziwymi mężczyznami, czy to formalnie, rejestrując się na tej stronie, czy też przynajmniej duchowo, po prostu wyznaczając sobie jakiś dzień postu za swoją ukochaną kobietę i wszystkie inne kobiety na świecie.
Wracając do wyobrażenia związku Jezusa z Kościołem jako małżeństwa warto także wspomnieć o Eucharystii i o tym dlaczego Kościół uczy, że tylko katolik może uczestniczyć w tym sakramencie. Nie jest to może istotny problem w polskiej rzeczywistości, ale jest to źródłem ciągłych kontrowersji w USA, gdzie bardzo wiele rodzin jest religijnie niejednorodnych. Niemal każda katolicka rodzina ma członków, którzy opuścili Kościół i coraz więcej rodzin protestanckim ma kogoś, kto przyjął katolicyzm. Tak więc bardzo często, czy to z powodów pogrzebów, czy ślubów, czy odwiedzin krewnych w okresie Bożego Narodzenia i Wielkanocy, ludzie uczestniczą w nabożeństwach innych tradycji chrześcijańskich. Zarówno katolicy w protestanckich zgromadzeniach, jak i protestanci we Mszy Świętej.
Większość protestanckich wspólnot nie ma nic przeciwko temu, by katolicy, czy inni goście nie należący formalnie do ich zgromadzenia uczestniczyli w symbolicznej Wieczerzy Pańskiej, gdy jest ona oferowana. Jednak Kościół nie tylko nie zezwala nie-katolikom na przyjęcie podczas Mszy Jezusa obecnego w Najświętszym Sakramencie, ale także zabrania katolikom partycypowania w symbolicznej wieczerzy w niekatolickich kościołach. Dlaczego? Przyczyn jest kilka, ale tutaj chciałem zwrócić uwagę na jedną.
Eucharystia jest dla nas weselną ucztą. Podczas Eucharystii łączymy się z naszym Oblubieńcem. Ma to wymiar konsumpcyjny naszego małżeństwa. Podczas przyjęcia Jezusa nasze ciała się łączą i stają się jednym ciałem. Jest to najbardziej intymny związek z Jezusem, jaki możemy osiągnąć będąc tutaj, na ziemi. Związek, który jest odpowiedni tylko w kontekście naszej wspólnoty eklezjalnej, gdzie my w pełni jesteśmy członkami Jego Oblubienicy, Kościoła, a On naszym Oblubieńcem. I zakaz uczestnictwa w tym obrzędzie, w tym misterium dla osób nie będących w pełnej unii z Kościołem nie ma nic wspólnego z brakiem gościnności.
To tak, jak w naszym zwykłym, ludzkim związku. Ja mogę być najbardziej gościnnym facetem na świecie, ale nie zmieni to w najmniejszym stopniu faktu, że moja sypialnia jest dla moich gości zamknięta. Moja oblubienica jest tylko moja i będę jej zazdrośnie bronił. Nawet, gdyby była taka potrzeba, poświęcę życie w jej obronie. Wszystkim wara od niej, bo do tej sfery naszego związku moja gościnność nie sięga. Podobnie gdy odwiedzam innych znajomych, którzy być może inaczej rozumieją obowiązki gościnnego gospodarza, ja i tak wiem, jak daleko mogę się posunąć. Nie mógłbym być niewierny mojej oblubienicy nawet wtedy, gdyby gospodarz sugerował inaczej. I gdy w takim kontekście spojrzymy na Eucharystię, to wtedy wydaje się logiczne i jasne dlaczego Kościół jest tak restrykcyjny w stosunku do przyjmowania Eucharystii przez niekatolików, czy też w stosunku do zakazów dla katolików w uczestniczeniu w wieczerzy pańskiej w niekatolickich zborach.
Nie ma więc niczego kontrowersyjnego w nauce Świętego Pawła. Trzeba tylko spojrzeć na nią w szerokim kontekście i ze zrozumieniem. Nie podniecać się pozornie szokującymi słowami, bo nic szokującego tam nie ma. Jest tylko trudna, ale piękna nauka miłości. I jak tylko zrozumiemy, że prawdziwa miłość to nie jest podział ról po połowie, ale danie z siebie wszystkiego, to nagle wszystko jest proste. Sprawiedliwy podział ról w małżeństwie to nie ustalanie, kto ile zrobił. Tak można ustalać podział obowiązków w domu. Ja umyję naczynia, ty wytrzesz, ja umyję okna, ty odkurzysz pokoje. Ale to nie ma nic wspólnego z miłością i prawdziwymi obowiązkami małżeńskimi.
Prawdziwa miłość małżeńska wymaga, by ojciec dał swej rodzinie wszystko. Sto procent. Aż do oddania za nią życia. Aż do uratowania ich życia za wszelką cenę. Zwłaszcza życia wiecznego. Bo prawdziwą tragedią nie jest śmierć ciała. Prawdziwą tragedią jest śmierć duszy. I jak będziemy mieli takich ojców, gotowych na poświęcenie wszystkiego dla zaprowadzenia swych rodzin do Jezusa, do życia wiecznego, to wtedy żadna kobieta nie powinna mieć problemu z całkowitym podporządkowaniem się swemu mężowi. Nie w pięćdziesięciu procentach, nie połowicznie, ale oddając się mu całkowicie. Ale tych ról nie można rozdzielić, one są tak ze sobą zespolone, jak Jezus i Kościół. A więc… Mężowie, kochajcie swe żony jak Jezus i jeżeli potraficie tego dokonać, one z pewnością będą wam poddane.
No comments:
Post a Comment