Tuesday, February 12, 2008

Matka Angelica. Część czwarta

Ciąg dalszy biografii Matki Angeliki:

27. stycznia 1981. roku, zaledwie dwa miesiące po złożeniu podania o licencję na prowadzenie satelitarnej stacji telewizyjnej, FCC przysłało pozytywną odpowiedź. Do dziś nie jest pewne jak to się stało, że nadeszła ona tak szybko. Podobno w FCC pracowała jakaś osoba znająca imię matki Angeliki z ruchu charyzmatycznego w Kościele i przełożyła jej podanie na sam początek kolejki, ale nie da się tego w żaden sposób zweryfikować. Dla matki Angeliki było to po prostu kolejne potwierdzenie Bożej Opatrzności.

Licencja, zezwolenie to rzecz konieczna, ale z pewnością niewystarczająca. Trzeba było jeszcze zbudować samo studio, nadajnik, antenę, a potem podpisać umowę z jakimś operatorem satelity, który będzie odbierał sygnał i przekazywał go powrotem na ziemię. Tam operatorzy sieci kablowych będą dalej przekazywać programy do odbiorców w domach. Plan teoretycznie prosty, ale w praktyce matkę Angelikę czekały spore koszty i kolejne przeszkody, a jak do tej pory jeszcze ani jedna osoba nie widziała jej programów dostarczonych satelitarnie.

W 1981. roku powstał zarząd spółki EWTN, a Bill Steltemeier został jej prezydentem. Matka Angelica była prezesem z prawem bezwzględnego wetowania każdego ustalenia zarządu. To ciągle była „jej stacja” i ona ciągle podejmowała wszystkie najważniejsze decyzje. Członkiem zarządu został także ojciec John Hardon, który wkrótce mimowolnie stał się przyczyną sporych kłopotów i największego kryzysu w religijnym życiu matki Angeliki.

Ojciec Hardon podzielił się prywatnie z kimś w Watykanie wątpliwościami co do legalności działalności matki Angeliki polegającej na podróżowaniu po całych Stanach Zjednoczonych z odczytami i wykładami. Była ona przeoryszą kontemplacyjnego, papieskiego zakonu Klarysek i choć miała zezwolenie lokalnego biskupa na taką działalność, Kongregacja ds. Instytutów Życia Konsekrowanego i Stowarzyszeń Życia Apostolskiego zabroniła jej dalszych podróży, poza wizytami w jej lokalnym studio. Takie postanowienie było wielkim ciosem dla powstającego przedsięwzięcia, bo bez możliwości podróżowania kończyła się możliwość zdobywania funduszy. To charyzma, urok, dar przekonywania matki Angeliki otwierał serca i portfele ludzi. Bez jej obecności cale przedsięwzięcie było martwe w momencie urodzenia.

Oczywiście dla matki Angeliki to była tylko kolejna przeszkoda do pokonania. Ponieważ była przekonana, że to, co robi jest wolą Bożą, po prostu wyżaliła się przed Jezusem w Najświętszym Sakramencie i szukała drogi wyjścia z kryzysu. Jedyną drogę, jaką zaproponowano matce Angelice, to trzyletnie opuszczenie klasztoru, tymczasowy powrót do świeckiego życia, ale na to nie mogła się ona zgodzić. Jej powołanie, jej rola „oblubienicy Jezusa” była ważniejsza od możliwości podróżowania i taki krok byłby dla niej zdradą swego Oblubieńca. Cel nigdy nie uświęca środków i takie rozwiązanie nie wchodziło w ogóle w grę.

A kryzys trwał i właśnie nadeszło wyposażenie satelitarne zamówione w RCA. Dwie ciężarówki z anteną i innym sprzętem zajechały do klasztoru, ale kierowca nie mógł zezwolić na rozładunek, dopóki nie otrzyma potwierdzenia o wpłacie sześciuset tysięcy dolarów na konto RCA. Matka Angelica nie miała pieniędzy. Nie miała żadnych ukrytych asów w rękawie. Wydawało się, że to już koniec jej szalonego przedsięwzięcia. Poszła więc do kaplicy Adoracji i zaczęła się modlić: „Zawaliłam, Panie.” Z ludzkiego punktu widzenia osiągnęła ślepy zaułek. Wyszła z kaplicy, by odesłać ciężarówki powrotem, gdy jedna z sióstr zawołała ją do pilnego telefonu. Dzwonił ze swego jachtu płynącego gdzieś na Bahamach milioner, który twierdził, że dzięki broszurkom pisanym i drukowanym przez matkę Angelikę jego syn będący w poważnych kłopotach z prawem nawrócił się i zaczął prowadzić dobre życie. Milioner ten chciał ofiarować matce Angelice mały datek, w wysokości 600 tysięcy dolarów. „Czy może pan przysłać te pieniądze teraz?” –to była jedyna odpowiedź matki Angeliki. Okazało się, że raz jeszcze Bóg wynagrodził jej zawierzenie i wiarę małego dziecka.

W maju 81. roku kardynał Silvio Oddi, przewodniczący Kongregacji ds. Duchowieństwa przybył do Nowego Jorku, by prowadzić trzydniową konferencję katechetyczną. Ponieważ matka Angelica miała zakaz podróżowania, wysłała na tę konferencję Billa Steltemeiera. Miał on przekonać kardynała do przyjazdu do Birmingham, do pobłogosławienia powstającego przedsięwzięcia i do ewentualnego przekonania kogo trzeba w Rzymie, by zniósł zakaz podróżowania dla matki Angeliki. Kardynał początkowo odmówił, bo następnego dnia powracał do Rzymu, ale Steltemeier wynajął prywatny samolot i zdążył przywieźć kardynała na parę godzin do Alabamy. Kardynał Oddi był zachwycony tym, co robi matka Angelica. Pobłogosławił przedsięwzięcie i obiecał, że po powrocie do Watykanu załatwi zgodę na jej podróże. Matka Angelica i EWTN zyskali ważnego przyjaciela w Watykanie. 10. czerwca nadeszła trzyletnia zgoda z Watykanu na dalsze podróże i prowadzenie działalności matki Angeliki poza murami monastyru.

15. sierpnia 1981. roku matka Angelica, w obecności sióstr i lokalnego biskupa włączyła przekaźnik i stacja telewizyjna EWTN zaczęła wysyłać sygnał do drugorzędnego satelity Westar III, przekazującego dalej sygnał do małej grupy operatorów lokalnych sieci kablowych w kilkunastu niewielkich miastach. Cały program trwał cztery godziny dziennie i poza audycjami prowadzonymi przez Matkę Angelikę nadawał stare filmy, nie tylko religijne. Można było zobaczyć wtedy w EWTN nawet Lassie i Bill Cosby Show. Dwa miesiące po premierze jej sygnał docierał do zaledwie sześciu sieci kablowych, mając potencjalną możliwość dotarcia do 300 tysięcy domów. To ciągle był początek drogi. A przecież matka Angelica miała już niemal 60 lat.

W końcu i biskupi zaczęli dostrzegać potrzebę ewangelizacji przez telewizję. Albo raczej należałoby powiedzieć pewne osoby związane z Episkopatem. Z budżetem początkowym w wysokości 4 i pół miliona dolarów powstał CTNA, Catholic Telecommunications Network of America. Jednak zamiast pójść taką drogą, jaką wybrała matka Angelica i wysyłać swój sygnał bezpośrednio do każdego, kto był skłonny go odbierać, CTNA wysyłało zakodowany sygnał do diecezji, które zainwestowały w anteny odbiorcze i diecezje mogły, po opłaceniu abonamentu, dalej transmitować program. Gdyby tylko miały dostęp do jakiejś stacji telewizyjnej. Cały ten system był niezbyt sensowny i od początku skazany na porażkę. Stanowił jednak zagrożenie dla matki Angeliki, bo w momencie, gdy okazało się, że programy CTNA nie trafiają do odbiorców naturalną rzeczą było zazdrosne spoglądanie na to, co zbudowała matka Angelika. Tym bardziej, że Episkopat miał fundusze, których tak brakowało matce Angelice. Niestety miał on też wielu biskupów będących w bardziej lub mniej skrywanej opozycji do nauczania Magisterium Kościoła. Liberalne skrzydło w amerykańskim Kościele, niezadowolone z „konserwatyzmu” papieża Jana Pawła II widziało w CTNA narzędzie mogące przedstawiać ich „postępowe” poglądy na ordynację kobiet, zmiany w nauczaniu na temat antykoncepcji, czy legalizacji homoseksualnych związków małżeńskich. Ponieważ jednak CTNA była firmowana przez Episkopat, a EWTN była prywatną stacją zwykłej zakonnicy z Alabamy, zachodziła obawa, że sieci kablowe wybiorą tylko jeden katolicki program w swej ofercie. I nie będzie to ortodoksyjna EWTN…

Jesienią 1981. roku matka Angelica została wezwana do Waszyngtonu na rozmowę z biskupami odpowiedzialnymi za media. Pytano ją dlaczego promuje taki właśnie typ religijności, ograniczony, ich zdaniem. CTNA promuje (ich zdaniem) pełny, szeroki obraz katolicyzmu. Zapytano też matkę Angelikę o budżet. „Ja nie mam budżetu” –odparła. Odpowiedzią był wybuch śmiechu. „Jak to? Musisz mieć budżet w tym biznesie. Nie można prowadzić stacji telewizyjnej bez budżetu!” –powiedział biskup Gelineau, przewodniczący Konferencji Episkopatu. „To jaki powinnam mieć budżet, skoro w ubiegłym roku zostało nam po wydatkach 300 tysięcy dolarów?” –„Myślę, że około 600 tysięcy” odparł po namyśle biskup. „To jest dokładnie to, co mam na myśli. My działamy w oparciu o Boże przeznaczenie. Datki w ubiegłym roku przyniosły nam dwa miliony. Jakbyśmy mieli budżet, stracilibyśmy milion czterysta tysięcy dolarów” –odpowiedziała Angelica. Nikt jej nigdy nie przekonał, że jest jej potrzebny jakikolwiek budżet. A samo spotkanie zakończyło się niczym. Biskupi życzyli jej powodzenia, choć niektórzy niezbyt szczerze. Wymieniono niewiążące obietnice współpracy i spotkanie się zakończyło. Jednak nikt już nie miał wątpliwości, że EWTN jest zauważone przez konferencję biskupów, którzy nie bardzo mogli przełknąć fakt, że nie mają żadnej kontroli nad potężnym medialnym narzędziem prowadzonym przez przeoryszę zakonu podlegającego bezpośrednio Rzymowi.

No comments:

Post a Comment