Jak zwykle o tej porze roku wojna o dusze, która toczy się wokół nas, nabiera na sile. Jedna z bitew w tej wojnie rozgrywana jest w kinach. Czas Adwentu i Bożego Narodzenia to czas wzmożonej ilości filmów dotyczących spraw wiary. Nie inaczej jest teraz.
Ci, którzy chcieliby zrobić z Bożego Narodzenia co najwyżej święto Królowej Zimy, albo Dziadka Mroza, starają się nam udowodnić, że Boga nie ma. A jak Go nie ma, to nie mógł się urodzić. A więc nie ma sensu obchodzenie Jego urodzin. Choinki, szopki, prezenty? Jak najbardziej. Byle były związane z tym przerośniętym krasnalem znanym tutaj jako „Santa Claus”, reniferami, nawet owieczkami i krówką w stajence. Ale poza tym nic. Stajenka, jak to stajenka, niech będzie pełna zwierzątek, a o Dzieciątku należy zapomnieć. Jest Ono politycznie niepoprawne. Rozdzielczość państwa od Kościoła. Albo raczej Bożego Narodzenia od Pana Boga. A święty Mikołaj ma być amerykański, w czerwonej czapeczce. Żeby przypadkiem nie przypominał jakiegoś katolickiego biskupa.
W tym roku głęboko wierzący (w to, że Boga nie ma) ateiści wyciągnęli potężną broń. Odkopali wojującego ideologa, Phillipa Pullmana i jego mroczną trylogię „Mroczne materie” i nakręcili na podstawie jej pierwszej części film. Piszę „potężna broń”, bo takiego ataku na naszą wiarę jeszcze nie było. Książki Pullmana bowiem są skierowane do dzieci, a uczą je podstępnie, że Boga nie ma, a raczej jest On tylko byłym aniołem, że można Go zabić, a Kościół to jest najgorsza z możliwych instytucji, której celem jest tylko ograniczanie naszej wolności.
Co prawda producenci filmu zdawać sobie muszą sprawę, że jakikolwiek bojkot, oburzenie chrześcijan, może spowodować klapę finansową. W końcu w USA większość ludzi uważa się za chrześcijan. Nie można więc ich tak wprost atakować. Poza tym to nie chodzi nawet o film. Ten żyje krótko i za miesiąc nikt o nim nie będzie pamiętał. Chodzi o książki, a wiadomo, że adaptacje filmowe są znakomitą reklamą ich literackich pierwowzorów. Tak też jest i teraz. Sprzedaż książek Pullmana wzrosła już pięciokrotnie, zanim nawet film wszedł na ekrany.
Film więc został bardzo rozmyty. Bardzo ugrzeczniony. Nie atakuje wprost ani Boga, ani Kościoła. Co prawda jest tam złowrogie „Magisterium”, ale kto tak naprawdę kojarzy to z Kościołem Katolickim? Przy dzisiejszym poziomie katechezy termin ten jest chyba nikomu nie znany. Książki jednak są jednoznaczne w swej wymowie. I do tego progresywnie coraz gorsze. W trzecim tomie trylogii Bóg zostaje zabity, a świat, według Pullmana, pozbawiony wreszcie tego tyrana, staje się wolny i szczęśliwy. To znaczy staje się światem, gdzie każdy może robić co chce.
Oczywiście wejście tego filmu na ekrany nie pozostało niezauważone przez radio i telewizję EWTN, ani przez Catholic League, www.catholicleague.org. Ta ostatnia organizacja, prowadzona przez Billa Donohue, bardzo głośno i publicznie nawoływała do bojkotu filmu przez chrześcijan. Bill pokazywał na czym polega niebezpieczeństwo jego przesłania i przypominał nam, katolikom, że czas stanąć w obronie wartości tak bliskim naszemu sercu. Był on zaproszony do wielu programów telewizyjnych, gdzie uzasadniał dlaczego nie powinniśmy oglądać tego filmu i tłumaczył dlaczego obraża on naszą wiarę.
Patrząc na fotosy filmowe i słuchając streszczenia fabuły tego filmu trudno nie zauważyć podobieństwa do filmu „Opowieści z Narnii”. Pullman najwyraźniej w swym zamyśle chciał napisać „antyNarnię”, choć sam podobno temu zaprzecza. Nic więc dziwnego, że gdy skończył się weekend, porównywano tutaj te dwa filmy. Głównie finansowo. Tym bardziej, że studio, które wyprodukowało „Złoty kompas” jest w dość trudnej sytuacji finansowej, a wydali na produkcję filmu 180 mln $ i jeszcze zrobiono mu olbrzymią reklamę kosztem dodatkowych 30 milionów.
Częścią działań promocyjnych filmu było wysyłanie informacji do szkół, darmowych egzemplarzy książek do szkolnych bibliotek i nawet broszur informujących, że biskupi amerykańscy bardzo pozytywnie wypowiedzieli się o tym filmie. Co gorsze, to ostatnie stwierdzenie nie jest wcale takie dalekie od prawdy. Albo raczej, powiedzmy, jest „półprawdziwe”. Co jeszcze raz pokazuje, że po pierwsze przeciwnik jest bardzo przebiegły i wykorzysta każde nasze uśpienie czujności, a po drugie, że półprawdy zawsze są gorsze od całkowitych kłamstw. Dlatego, że łatwiej w nie uwierzyć.
Oficjalna strona internetowa konferencji episkopatu USA, www.usccb.org , ma także sekcję poświęconą filmom. Tradycyjnie już od lat oceniane są tam filmy, bo nie zawsze ocena z moralnego punktu widzenia i w zgodzie z nauką Kościoła pokrywa się z tym, co mówią inni krytycy filmowi. Niestety to nie biskupi oceniają filmy, ale jacyś laiccy krytycy, którzy nie zawsze są równocześnie dobrymi teologami. Zdarzają się więc w ocenach filmów na stronie biskupów pewne, nazwijmy to, potknięcia.
Jedną z takich sytuacji była ocena filmu „Złoty kompas”. Krytyk wyraźnie zaznaczył, że ocenia film tylko, nie książki na podstawie których został on nakręcony, a ten, jak już wspominałem, został bardzo „ugłaskany” i zneutralizowany. Producenci filmu, zobaczywszy tę recenzję, wycięli z niej dwa bardzo pozytywne zdania i umieścili je w broszurze reklamującej film i rozesłanej do diecezji i szkół katolickich w całych Stanach, „udowadniając”, że „biskupi popierają ten film”. Oczywiście tych, którzy zauważyli tę manipulację, bardzo to oburzyło, ale ilu było takich? Większość ludzi zapewne wzięła tę informację za dobrą monetę. Nawiasem mówiąc przed momentem otworzyłem stronę konferencji biskupów, bo chciałem tutaj zacytować fragment tej recenzji, ale widzę, że na szczęście została już usunięta. Bogu dzięki, jednak nie wszyscy tam śpią. I Bogu dzięki za EWTN i Billa Donohue, którzy, jak widać, zawsze mają oczy otwarte.
Jaki jest rezultat tego bojkotu? Otóż okazało się, że nie każdą bitwę przegrywamy. „Złoty kompas” zarobił tylko 26 milionów dolarów. Jedną trzecią tego, co film o dzieciach z Narni zarobił w pierwszym tygodniu. Wygląda na to, że będzie finansowa klapa. A to może spowodować, że nie będzie drugiej i trzeciej części trylogii. Braknie chętnych do ich finansowania. Tak więc darujmy sobie wszyscy ten film. Tym bardziej, że nie jest on arcydziełem. Nie ma więc powodu wydawać pieniędzy na oglądanie czegoś, co ani z powodów artystycznych, ani ideologicznych nie jest warte naszego czasu i naszej kasy.
Zresztą być może nie jest to nawet rezultat bojkotu. Albo raczej nie wyłącznie bojkotu. Na pewno nie bez znaczenia były tu nienajlepsze recenzje. (Jedną z korzystniejszych, o ironio, była ta ze strony konferencji episkopatu). Poza tym nawet, jak w społeczeństwie amerykańskim jest wiele osób negatywnie nastawionych do Kościoła Katolickiego, to jeszcze więcej jest negatywnie nastawionych do wojującego ateizmu. A film ten atakuje nie tylko Kościół Katolicki, ale w ogóle całe chrześcijaństwo. Ci wszyscy, którzy chcą wyrzucić Boga z Bożego Narodzenia mogą być bardzo hałaśliwi i mogą mieć dobrą prasę, która zazwyczaj jest w rękach liberałów, ale na pewno nie mają poparcia społeczeństwa. A pieniądze w kasach filmowych zostawia właśnie społeczeństwo, a nie prasa i nie garstka maniaków, którym Bóg przeszkadza. Przeszkadza tak bardzo, że spędzają całe życie na walce z Tym, którego, według nich, w ogóle nie ma.
No comments:
Post a Comment