Sunday, December 16, 2007

Różowa Niedziela

Ja, jak to ze mną zwykle bywa, znowu powiem coś z opóźnieniem. Nie na czasie. Powinienem bowiem napisać ten tekścik przed dzisiejszą niedzielą, ale to dopiero wysłuchane dziś kazanie natchnęło mnie do jego napisania. Nic złego zresztą się nie stało, będzie aktualne za rok. ;-)

Dzisiaj była trzecia niedziela Adwentu, zwana „Niedzielą Gaudete”. W Stanach w każdym kościele mamy adwentowy wieniec z czterema świeczkami i co tydzień zapalamy kolejną. Trzy z nich są fioletowe i jedna różowa. Dzisiaj właśnie była kolej na tę różową. Jak wszyscy pewnie zauważyli, zmienił się także kolor szat liturgicznych kapłanów. Zamiast fioletowych – różowe. I jak zwykle w Ameryce księża tłumaczyli, że one wcale nie są „różowe”, „pink”, ale „różane”, „rose”. Bo wiadomo, róża to piękny kwiat, a różowe to są majtki, albo jakaś zupełnie niepoważna, rysunkowa pantera. A więc dzisiejszy kolor szat liturgicznych był „rose”. Nie pomylcie się przypadkiem. Niezależnie jednak od tego, jak nazwiemy ten kolor, warto pomyśleć o znaczeniu tej zmiany koloru szat księdza i świeczki na adwentowym wieńcu.

Adwent to okres oczekiwania na przyjście Pana Jezusa. Pierwsze dwie niedziele oczekujemy na ponowne przyjście Jezusa na końcu świata. Od dzisiejszej niedzieli nasza uwaga koncentruje się na Jego pierwszym przyjściu, na wspomnieniu narodzin Dzieciątka przed dwoma tysiącami lat.

Dzisiaj byłem w kościele św. Anny w Charlotte i mszę odprawiał ksiądz, który akurat miał szóstą rocznicę swych święceń kapłańskich. Jego pierwsza w życiu msza była właśnie „różowa”. Opowiadał, jak bardzo był wtedy zdenerwowany. Nie spał dobrze i obudził się przed świtem. Okna hotelu wychodziły na wschód, a on stał w oknie i patrzył w ciemną noc. Ale w miarę zbliżania się dnia, niebo zaczęło się rozjaśniać. W pewnym momencie wszystko, cały świat stał się różowy. Jeszcze nie było światła, jeszcze nie wzeszło słońce, ale ta różowa poświata zapowiadała, że zaraz się stanie światłość.


Ja jestem światłością świata. Kto idzie za Mną, nie będzie chodził w ciemności, lecz będzie miał światło życia.
(J 8,12b)

Ciągle czekamy na Pana Jezusa. Boże Narodzenie dopiero za osiem dni. Ciągle warto pamiętać, że powinien to być czas postu, modlitw, ofiar, tęsknego wyczekiwania. Niestety, tak się teraz przeważnie składa, że bardziej naszym życiem rządzą okresy detaliczne niż okresy liturgiczne. To handlowcy, właściciele supermarketów ustalają swymi hałaśliwymi promocjami kiedy jest „okres bożonarodzeniowy” i wcale nie pokrywa się on z okresem ustalonym przez Kościół. W Kościele bowiem Boże Narodzenie zaczyna się 25. grudnia, a w sklepach już od dawna trwa. Prawdę mówiąc 25. grudnia to w handlu Boże Narodzenie się kończy. Dlatego warto byłoby nie poddawać się tej atmosferze handlowo-świątecznej, bo dopiero czekamy na przyjście Pana Jezusa. Będziemy mieli dość czasu na świętowanie po Jego urodzinach. Co najmniej dwanaście dni, do 6 stycznia, a prawdę mówiąc to śmiało możemy świętować dni czterdzieści, do 2. lutego. Ale nawet, jak jeszcze teraz nie jest czas na świętowanie urodzin Pana Jezusa, to już mogą uśmiechy zawitać na naszych twarzach. Nie mamy się czym smucić, bo różowy kolor zapowiada, że Światłość jest tuż-tuż.

No comments:

Post a Comment