Tuesday, April 12, 2005

Uczucia i akty woli


Śmierć Papieża i ostatnie wydarzenia z nią związane pomogły nam uświadomić sobie wiele rzeczy. To, jak wielu nas jest, ludzi głęboko wierzących. To, że Papież jednoczył nas wszystkich. To, że nawet ludzie, którzy nie mówią o wierze na co dzień, nie wstydzili się o niej mówić w ostatnich dniach.

Równocześnie już widać wyraźnie, że ta jedność jest płytka i pozorna. Pseudokibicom na przykład już się znudziło udawanie, że potrafią się zachowywać w sposób cywilizowany. Ja zresztą uważam, że każdy, kto liczy na to, że takie wydarzenia, jak śmierć Papieża odmienią na stałe nasze społeczeństwo są bardzo naiwni.

Wydarzeń takich było wiele w naszej historii. Czy to uchwalenie Konstytucji 3-go maja, czy powrót Piłsudskiego do wolnej Polski, czy wybór Papieża i później jego pierwsza pielgrzymka, zawsze cementowały ludzi i jednoczyły ich. Podobnie bywa w sytuacjach wielkich klęsk żywiołowych. I jeżeli nawet te wydarzenia pozostawiają jakiś wpływ na części społeczeństwa, nigdy nie zmieniają go całego.

Jaka jest tego przyczyna? Ja myślę, że jest nią kierowanie się uczuciami, nie rozumem. Wydaje mi się, że gdy coś odczuwamy, wydaje się nam, że tak już zawsze będzie, ale uczucia mają to do siebie, że nie są trwałe. Ojciec Jan Gora, dominikanin, „wynalazca” Lednicy, powiedział w jednym z wywiadów, że „musimy te uczucia przerobić na kulturę”. Musimy zacząć inaczej myśleć, a nie tylko odczuwać.

Jeżeli uda nam się zaakceptować pewne fakty intelektualnie, to będą one miały trwały wpływ na naszą cywilizację, na nasze codzienne życie. Popatrzmy chociaż właśnie na Lednicę, na Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy, na Caritas, na ruchy w Kościele jak Neokatechumenat czy Ruch Oazowy… uczucia zinstytucjalizowane, spięte w karby organizacyjne trwają. Uniesienia pod wpływem chwili, oparte tylko na tym, co czujemy, przemijają.

W jaki sposób można by to, co odczuwamy od kilkunastu dni przełożyć na coś trwałego? Nie wiem. Mam nadzieję, że będzie to miało oddźwięk w nadchodzących wyborach. Może powstanie coś zupełnie innego, czego nawet nie jestem w stanie przewidzieć. Trudno mi powiedzieć. Mam nadzieję, że nie zmarnujemy tego, być może ostatniego „powiewu Ducha Świętego” nad Polską, jaki nam wymodlił nasz Papież.

Cały ten felieton miał być o czymś zupełnie innym. Miał być o kilku prezydentach. Dwóch obecnych i jednym byłym. I pewnie napiszę o tym zaraz. Ale politycy przychodzą i odchodzą i nie jest w sumie aż tak ważne, kto to jest. Nasze Królestwo jest nie z tego świata. Jak odmienimy na trwałe nasze serca i jak zrobi to wystarczająco dużo spośród nas, to i arena polityczna odmieni się na dobre.

Zabieram się więc za prezydentów. I mam nadzieję, że w następnych i każdych innych wyborach będziemy się kierować nie tym, jak prezydent wygląda, jak wygląda jego żona, czy mówi on językami i czy się dobrze prezentuje, ale tym, jaki ma on charakter. Jakim jest człowiekiem. Jak to powiedział Święty Paweł:
Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący.(1 Kor 13,1) Ostatnio widać wyraźnie, że jeden cymbał, który z jakiś nieznanych mi zupełnie powodów jest od lat najpopularniejszym polskim politykiem brzmi całkiem nieszczerze. Zajmę się jednak nim w kolejnym felietonie.

No comments:

Post a Comment