Wednesday, February 16, 2005

Tygodnik TIME, Bible Belt i Kościół Katolicki.


Ostatni numer magazynu Time przyniósł ciekawy artykuł o rozwoju Kościoła Katolickiego na południu Stanów. Autor pisze o Charlotte, nazywając nasze miasto „klamrą” Biblijnego pasa. „Bible Belt” to tradycyjna nazwa południowych stanów, gdzie zawsze katolicy byli prześladowaną mniejszością i gdzie kościoły „biblijne” tworzyły najliczniejszą grupę chrześcijan. Z Charlotte pochodzi Billy Graham, symbol niezależnego chrześcijaństwa amerykańskiego, człowiek bardzo zresztą życzliwy katolicyzmowi, co nie jest, niestety, regułą. W Greenville, w Południowej Karolinie, zaledwie nieco ponad 100 km od Charlotte znajduje się Bob Jones University, szkoła znana ze swego antykatolickiego programu studiów teologicznych. Bob Jones, nieżyjący założyciel tej uczelni znany był ze swych opinii, których nie ukrywał, że papież jest antychrystem, że wszyscy katolicy i Żydzi, wraz z wieloma członkami tradycyjnych kościołów protestanckich pójdą do piekła i tak dalej. Szkoła była dalej prowadzona przez jego syna i wnuka, których poglądy niewiele się różniły od Boba Jonesa seniora. Małżeństwa mieszane, tak między osobami różnych ras, jak i wyznań były zabronione studentom Bob Jones University, a wpływ tej uczelni był znaczący na cały region południa Stanów.



Bob Jones nie jest jedynym takim miejscem na południu. W Pensacola Christian College, innej uczelni fundamentalistów na południu, Bob Jones University jest uważany wprost za „liberalny”. Na południu Stanów było więcej osób o podobnych poglądach. Jimmy Swaggart w Baton Rouge w Luizjanie, Jim Bakker właśnie w Charlotte, Oral Roberts w Oklahomie i wielu innych. Wielu z nich, jak Swaggart i Bakker straciło swe wpływy w ostatnich latach z powodu skandali towarzyszących ich życiu, inni, tacy jak Chuck Swindoll, Greg Laurie, D. James Kennedy, David Jeremiah, Ravi Zaharias, Pat Robertson i inni dalej mają olbrzymią widownię i wielu słuchaczy. Nie wszyscy może mieszkają na południu i nie wszyscy są antykatolicko nastawieni, ale ich odbiorcy to głównie mieszkańcy południa Stanów Zjednoczonych.



Na mojej stronce, wśród angielskojęzycznych programów audio jest link opisany „One Place.com”. Jest to link do strony, która łączy z wieloma innymi apostolatami prowadzonymi przez protestanckich pastorów. Wystarczy kliknąć na „Ministries” i ukaże się lista tak na oko 200 różnych organizacji, z których każda produkuje swe własne programy radiowe i ewangelizuje, przekazując swoją interpretację Biblii i chrześcijaństwa. A przecież, z powodu rozbicia ruchu protestanckiego, nie każdy apostolat chrześcijański jest reprezentowany na tej witrynie. Jest ich dużo, dużo więcej.



Powodem, dla którego zamieściłem link do tych grup i apostolatów nie jest, rzecz jasna, moja niechęć do Kościoła, czy próba „sprzedania” innej Ewangelii. Mógłbym powtórzyć za świętym Pawłem: Nadziwić się nie mogę, że od Tego, który was łaską Chrystusa powołał, tak szybko chcecie przejść do innej Ewangelii. Innej jednak Ewangelii nie ma: są tylko jacyś ludzie, którzy sieją wśród was zamęt i którzy chcieliby przekręcić Ewangelię Chrystusową. Ale gdybyśmy nawet my lub anioł z nieba głosił wam Ewangelię różną od tej, którą wam głosiliśmy - niech będzie przeklęty! (Ga 1,6-8). Podałem te linki, bo wielu z nich szczerze poszukuje prawdy, i gdy ktoś zna wiarę katolicką dobrze, jest „zaszczepiony” i od razu zauważy błędy ich nauki. A myślę, że większość moich czytelników należy do tej grupy. W końcu z większością z nich zgadzamy się w bardzo wielu punktach i łączy nas dużo więcej, niż nas dzieli. Dlatego to możemy się od nich także wiele nauczyć. Odegrali oni i w moim nawróceniu niebanalną rolę. Poza tym przypuszczam, że naprawdę niewiele osób korzysta z tych linków, są one głównie dla mnie. Ja łączę się czasem w ten sposób z ich programami i słucham ich podczas jazdy. A dla tych, którzy może nie są jeszcze mocni w wierze katolickiej, polecam wspaniałe radio EWTN z tysiącami audycji w archiwum. Matka Angelica może jest tylko jedna, ale jej wspaniała rozgłośnia bez trudu zrównoważy i przeważy te 200 apostolatów głoszących doktryny zawierające mniejsze czy większe błędy. Prawda zawsze zwycięży.



Ale na południu od pewnego czasu można zauważyć inne zjawisko. Na tyle silne, że nawet tygodnik Time, który nie bardzo spieszy do głoszenia jakichkolwiek dobrych nowin w dziedzinie wiary, postanowił opisać. Chodzi o niezwykły rozwój Kościoła Katolickiego w tym regionie USA. Nawiązując do poprzedniego paragrafu, imperium Matki Angeliki także jest w samym sercu Południa, w Alabamie i jest to jej odpowiedź na wysłuchanie modlitwy o uzdrowienie. Pisałem już kiedyś o tym, a samą historię jej życia, po angielsku, można znaleźć TUTAJ.



Autor artykułu w „Time” opisuje zdziwienie mieszkańca Nowego Jorku, który przed przeprowadzką do Charlotte spodziewał się, że znajdzie tu mniej katolików, niż Muzułmanów czy Żydów i obawiał się, że trudno mu będzie przekazać swą katolicką wiarę 14-letniemu synowi, tymczasem zastał możliwość uczestnictwa w specjalnej mszy dla nastolatków, z muzyką rockową i wśród tysiąca innych rozentuzjazmowanych katolików. „Nie byłem na to przygotowany” mówi z uśmiechem od ucha do ucha dziennikarzowi Time’a.



„Przeszczepy” z północy Stanów to nie jedyna grupa osób odpowiedzialna za rozwój katolicyzmu na południu. Imigranci z Meksyku i innych krajów latynoamerykańskich tworzą połowę z 300 tysięcy katolików naszej diecezji. Imigranci z Wietnamu i Filipin też są znaczącą grupą. Artykuł nie wspomina o innych imigrantach, ale, hej! Wiem na pewno, że są też i Polacy i grupy z wielu innych krajów z całego świata. Kościół w Charlotte rośnie w tempie 10% każdego roku. I jest pulsujący życiem. W ubiegłym roku powstało 5 nowych parafii, wyświęcony został jeden ksiądz na każdych 7 tys. wiernych, co jest siedmiokrotnie wyższym wskaźnikiem niż w diecezji Chicagowskiej i można by powiedzieć, że wśród „Born Again Christians” katolicyzm narodził się na nowo.





Autor dalej pisze, że nawrócenie się Charlotte na katolicyzm trudno nazwać unikalnym zjawiskiem. Liczba katolików w Atlancie i Houston potroiła się w ostatniej dekadzie, a pierwszy nowy od 40 lat katolicki uniwersytet, Ave Maria, powstaje w Naples na Florydzie. O spotkaniu z wiceprezydentem tego uniwersytetu na Kongresie Eucharystycznym pisałem w poprzednim felietonie. Uniwersytet powstaje dzięki założycielowi i właścicielowi gigantycznej sieci pizzerii, Domino's Pizza, Tomowi Monaghanowi. To jego 200 milionów dolarów ofiarowane na ten cel umożliwiły założenie tej uczelni. On sam pochodzi z Michigan i tam jest jeden z kampusów tej uczelni, ale decydując się na rozwój uniwersytetu, ten mieszkaniec Północy wybrał właśnie Naples w samym sercu Florydy.



Ciągle w Charlotte na 800 kościołów zaledwie kilkanaście jest katolickich, ale są to kościoły dynamicznie rosnące i są one wśród największych. Moja parafia, parafia Świętego Mateusza, która 20 lat temu nawet jeszcze nie istniała, jest teraz największym zgromadzeniem wiernych w całym stanie, niezależnie od denominacji, zrzeszając 6 tysięcy rodzin i ciągle rosnąc z miesiąca na miesiąc. Większość spośród tych ośmiuset innych zborów i domów modlitwy to małe i bardzo małe zgromadzenia, czasem wręcz liczące po kilkadziesiąt wiernych. W regionie, gdzie większość chrześcijan uważa, że każdy może nieomylnie interpretować Biblię i w ten sposób dojść do Prawdy, a więc praktycznie robiąc się w pewnym sensie swym własnym papieżem, wiele spośród kościołów jest naprawdę niezależnych i uczy tego, co w co wierzy pastor. A nieraz takiemu pastorowi trudno znaleźć więcej wiernych zgadzających się z jego interpretacją niż najbliższa rodzina i grupka przyjaciół. Stąd takie wielkie rozbicie i rozdrobnienie Chrześcijaństwa. Pisałem już zresztą o tym nie raz, choćby w tekście „Sola Scriptura”. Mimo to ciągle na południu katolicy składają się na zaledwie 12 % populacji, w porównaniu do 22% w całym kraju. Ale w latach dziewięćdziesiątych ich liczba wzrosła o 30%, w porównaniu z 10% wzrostem liczby baptystów, tworzących tu największą grupę chrześcijan.



Katolicyzm wiernych z południa, żywy i głęboki, zaczyna mieć wpływ na trochę ospały i liberalny katolicyzm na północy. Tak uważa Patrick McHenry, pierwszy katolicki kongresman wybrany z Charlotte, zaledwie 29-letni członek partii republikańskiej. Co więcej, wpływy konserwatywnych braci w wierze z kościołów protestanckich, głębokiej wiary imigrantów i stanowiska naszego biskupa, Petera Jugisa, który potępił liberalizm Kerry’ego i zabronił w naszej diecezji udzielania mu Komunii Świętej powodują że „południowi” katolicy mogą mieć znaczący wpływ także na rozwój polityczny całych Stanów Zjednoczonych. Moim zdaniem już się to stało, gdyż to właśnie my, katolicy, wygraliśmy Bushowi ostatnie wybory. Po prostu taka forma katolicyzmu, jaką nam chciał Kerry zaprezentować była policzkiem dla wielu z nas.



W dalszej części artykułu autor pisze, że o ile imigranci z Ameryki Łacińskiej na południu Stanów znajdują teraz potwierdzenie swej wiary, to przybysze z północy odkrywają przemianę i wzbogacenie swej wiary. Diana Rider, której wiara była raczej umiarkowana, gdy mieszkała w Yonkers, NY, stała się po przybyciu do Charlotte bardzo ortodoksyjną katoliczką Powód? W regionie, gdzie często pytają nas, do jakiego kościoła należymy, gotowi udowodnić nam, że błądzimy i że tylko oni posiadają pełnię Prawdy, wielu katolików poznaje dobrze swą wiarę i zaczyna jej bronić. Tu się nie zostaje katolikiem, bo rodzice, sąsiedzi koledzy w szkole nimi są . Tu się jest katolikiem, bo się wierzy, że to, co uczy Kościół Katolicki jest absolutną prawdą.



Innym zjawiskiem zauważalnym na południu są „Bible studies”, szkoły i kursy dla dorosłych uczące poznania Biblii i dawanie świadectwa wiary. Wiara wielu katolików na południu nie jest ich prywatną sprawą i nikt tu się nie wstydzi tego, że jest członkiem tego Kościoła. W wyniku tego coraz więcej naszych braci z kościołów protestanckich i fundamentalistów oraz katolików, którzy opuścili Kościół przed laty, wraca do niego. Co roku na Wielkanoc w każdej parafii kilkadziesiąt osób dorosłych przyjmuje chrzest, bierzmowanie i Jezusa w sakramencie Eucharystii. I liczba ta się zwiększa każdego roku. Nie traćmy więc nadziei, nie jest tak źle, jak by się pozornie mogło wydawać. Myślę, że gdy nasz ukochany papież mówi „Nie bójcie się” wie coś, co my czasem przeoczymy. On widzi cały nasz Kościół i będąc mistykiem może wie coś, czego my się tylko możemy domyślać. Nie traćmy więc ducha i zaufajmy Panu.



Sam artykuł, po angielsku, można znaleźć TUTAJ. Radzę go przeczytać tym, których mój tekst zainteresował, bo jest tam więcej informacji. Mój felieton, korzystając z wielu faktów zawartych w tym artykule, nie jest jednak jego zwykłym streszczeniem.



No comments:

Post a Comment