Wednesday, February 16, 2005

Ostatki i postanowienia Wielkopostne


Dzisiejszy dzień znany jest w Stanach jako „Fat Tueseday”, czy „Mardi Gras”, co oznacza dokładnie to samo, tyle, że po francusku. Nasze polskie Ostatki. Jest to ostatni dzień karnawału, tradycyjnie charakteryzujący się szaloną zabawą zakończoną gwałtownie z wybiciem 12 godziny w nocy. Pamiętam wspaniały opis takiego zwyczaju w Hrabim Monte Christo Dumasa, gdy opisuje on karnawał w Rzymie.



Dawniej ludzie serio podchodzili do postów i w okresie Wielkiego Postu nie tylko wstrzymywali się od jedzenia mięsa, ale także jajek i tłuszczu. Z braku zamrażarek i lodówek wszystkie zapasy żywności trzeba było spożytkować zanim się zaczął Wielki Post. Dlatego były wypieki, pączki, ciasta i babki. Trzeba było wszystko wykorzystać, żeby się żadne dary Boże nie zmarnowały. Stąd właśnie ten „Tłusty Wtorek”, a być może i nasz polski Tłusty Czwartek miał podobną genezę powstania. Tyle, że my, Polacy, jak już jemy, to jemy. Nam jeden dzień by nie wystarczył, zacząć musimy już od poprzedzającego czwartku.



W naszej polskiej, katolickiej tradycji staramy się coś w okresie Wielkiego Postu ofiarować. O samym poście pisałem już kilkakrotnie, ostatnio z okazji Adwentu. Chciałem dziś tylko zwrócić uwagę na jeden aspekt tego zwyczaju.



Samo ofiarowanie Bogu naszych wyrzeczeń jest dobre i naprawdę godne pochwały. Pozwala nam się koncentrować na Bogu i pozwala nam kontrolować siebie, nasze ciała, nasze pożądania, a nie poddawać się im do tego stopnia, żeby to one nami kontrolowały. Ktoś, kto na okres Wielkiego Postu wyrzeka się palenia, alkoholu, odwiedzania stron pornograficznych, krzyku na bliskich, czekolady… czegokolwiek, robi niewątpliwie dobrze. Chwała mu za to. I właśnie ta tęsknota za papierosem, ten głód czekolady, ta ochota na wydarcie się na żonę, męża, czy dziecko, gdy zwalczona, przypomina nam, że Bóg istnieje, że dla Niego to robimy, że zbliża się czas, gdy On dobrowolnie oddał nam to, co najcenniejsze- swoje życie dla naszego zbawienia.



Jedyna rzecz, jak mi się tylko nasuwa w związku z tym zwyczajem, to pytanie: Dlaczego po okresie Postu wracamy do tego, co odstawiliśmy na te 6 tygodni? Jeżeli było to dobre w tym okresie, to czy nie jest dobre po nim? Oczywiście, że różne wyrzeczenia mają różną wagę. Gdy ktoś odstawił słodycze, trudno może wymagać, aby z nich całkiem zrezygnował Choć i takie osoby bywają. Podobnie z alkoholem. Zapewne dobrze być abstynentem, zwłaszcza, jak motywem jest ofiarowanie tego poświęcenia Bogu, to z drugiej strony nie ma nic złego w wypiciu lampki wina do obiadu, czy butelki zimnego piwa w upalne letnie popołudnie. Butelki, nie skrzynki.



Jednak gdy ktoś przestał palić na te 45 dni, to czy naprawdę konieczne jest sięganie po papierosa zaraz o świcie w Niedzielę Zmartwychwstania? Ja wiem, że prawdziwy palacz cały post odlicza godziny do tego momentu, gdy będzie mógł zapalić ponownie. Sam paliłem przez 23 lata i mimo, że to już 8 lat od czasu, jak rzuciłem to świństwo, dalej mi się śni, że palę i dalej są dni, że muszę się powstrzymywać przed tym, żeby zapalić „tylko jednego”. Wiem, że ten jeden byłby natychmiastowym powrotem do nałogu, którego tak trudno mi było się pozbyć.



Ja jednak nigdy nie miałem na tyle silnej woli, żeby nie palić w poście. Gdy już, z Bożą i medyczną pomocą, bo pomagałem sobie jakimiś gumami do żucia z nikotyną, udało mi się nie palić przez okres Adwentu, żal mi było „zmarnować” ten wysiłek i wrócić do papierosów. A przecież same papierosy, choć głupotą jest ich palenie, nie są takim złem, jak, powiedzmy, pornografia, czy krzyki i awantury w domu. Gdy komuś udałoby się te rzeczy poskromić na czas Postu, nie warto by było już tak zostawić?



Prawie każdy z nas ma jakiś problem. Jak tego nie widzimy, oszukujemy się sami. Jak to ktoś powiedział, ludzie dzielą się na świętych, myślących, że są grzesznikami i grzeszników, myślących, że są świętymi. Jeżeli to prawda, i myślimy, że nie mamy żadnych problemów, to… sami widzicie. A jeżeli widzimy nasze problemy, to znak, że jesteśmy na drodze do świętości. Okres Wielkiego Postu to dobry czas, żeby zacząć na nowo, żeby w tym okresie zmobilizować się i oddać Bogu nasze wszystkie niedociągnięcia i nałogi. Ale nie z myślą, że jak tylko Post się skończy, wrócimy do nich, ale raczej z nastawieniem, że postaramy się, żeby je już na zawsze ofiarować Bogu.



A że nie jest to proste? Cóż, nikt nam nie obiecywał, że nasza droga będzie łatwa. Sam Pan Jezus nas uczył: Wchodźcie przez ciasną bramę. Bo szeroka jest brama i przestronna ta droga, która prowadzi do zguby, a wielu jest takich, którzy przez nią wchodzą. Jakże ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi do życia, a mało jest takich, którzy ją znajdują. (Mt 7,13-14) Ale nie sami jesteśmy na tej drodze. Ja, gdy rzucałem palenie, zacząłem od modlitwy. Modlitwy całkowitego zawierzenia Bogu. Powiedziałem Mu, że już dziesiątki razy próbowałem, bez rezultatu i że to On musi mi pomóc, bo bez Niego nie mam żadnych szans. A On przecież, jak nas uczy Święty Paweł, jest w stanie nam pomóc w każdej sytuacji, w zwalczeniu każdego nałogu: Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia. (Flp 4,13)



Popatrzmy więc krytycznie na nasze życie, zobaczmy, co w nim można poprawić, zmienić, oddajmy się Bogu i spróbujmy. Nic nie mamy do stracenia, poza naszymi nałogami i wadami. A okres Wielkiego Postu jest doskonałym pretekstem do tego, żeby to zrobić właśnie teraz. Gdy się nam uda, wszyscy na tym skorzystamy. My, nasi najbliżsi i samemu Bogu sprawimy wielką radość.



A ja sam w okresie postu nie będę odwiedzał czatów i używał gadu-gadu. W dalszym ciągu będę pisał tu jakieś przemyślenia i gdy ktoś chciałby się ze mną skontaktować, będę śledził wpisy do Księgi Gości i odpowiadał na listy, ale częściej wyłączę komputer i więcej czasu poświęcę rodzinie i modlitwie. Pozdrawiam wszystkich moich czytelników i jeszcze raz zachęcam do owocnego przeżycia tego cudownego czasu ofiarowanego nam przez Boga.


No comments:

Post a Comment