Wednesday, February 16, 2005

Rozmowa ze Scottem Hahnem



Rozmawiałem wczoraj ze Scottem Hahnem. Jak pewnie czytaliście, spotkałem go na Kongresie Eucharystycznym w Miami i był on na tyle miły, że dał mi swój domowy numer telefonu. Nie jest to telefon, który dzwoni w kuchni, czy sypialni, ale w jego gabinecie, więc nie było obawy, że będę im zawracał głowę podczas posiłku, czy że zerwę kogoś z łóżka.

Zadzwoniłem koło 21:30 i rozmawialiśmy może z pół godziny. Sama rozmowa była bardzo miła, ale nie będę tu mówił o jej szczegółach. Zresztą głównie opowiadałem o swoim życiu i o tym, jakie dary i znaki mnie spotykają na każdym kroku. A te fakty każdy, kto czyta moje felietoniki, zna. Także mówiłem o tym, jak wiele mu zawdzięczam, jeżeli chodzi o moją wiedzę w zakresie teologii i apologetyki. Zapewnił mnie, że mogę śmiało korzystać ze wszystkiego, czego się od niego nauczyłem, prosząc w zamian tylko o modlitwę.

Chciałem tylko jeszcze podać jedną rzecz, doskonale chyba charakteryzującą Scotta. Na zakończenie naszej rozmowy zapytał mnie, czy możemy razem się pomodlić. Oczywiście zgodziłem się i sama ta prośba nie wydała mi się na początku niczym dziwnym. Była wręcz naturalna. Ale później, gdy myślałem o naszej rozmowie, zauważyłem, że chyba nie jest to aż tak zwyczajna sprawa. Pomyślcie. Ile osób na świecie, gdy ktoś zadzwoni do nich, kogo słyszą drugi raz w życiu, zadzwoni, żeby pogadać,, proponuje wspólną modlitwę? Przecież doktor Hahn nie jest kapłanem, nie dzwoniłem z prośbą o modlitwę, zadzwoniłem, żeby się podzielić z nim, jak wiele mu zawdzięczam i jak wiele Bóg działa w moim życiu. Ale ta propozycja wspólnej modlitwy na końcu naszej rozmowy była normalną, naturalną rzeczą w jego ustach.

Z tego co wiem o Hahnie z jego książek, które wszystkie są bardzo osobiste, mające elementy autobiograficzne i z opinii o nim jego znajomych i przyjaciół, jest on nie tylko wybitnym teologiem, ale przede wszystkim głęboko wierzącym człowiekiem. Wiara u niego to nie teoria, to nie wiedza o Bogu, ale miłość do Boga. Przecież wszyscy zdajemy sobie sprawę, że i tak, jeżeli chodzi o wiedzę, to żaden z nas nie zna Boga lepiej niż szatan. Kudłaty zagiąłby wszystkich teologów na świecie i każdego z osobna. Ale sama wiedza to jest niewiele. Gdy nie żyjemy modlitwą, gdy nie kochamy Boga i nie wypełniamy Jego przykazań, sama wiedza o Nim na nic się nam nie przyda. Cieszy mnie, że Hahn w naszej rozmowie mnie nie rozczarował.

Mam nadzieję, że nie była to nasza ostatnia rozmowa, zachęcał mnie do ponownego zadzwonienia. Zapytał mnie o imię mojej żony i obiecał modlitwę za moją rodzinę. Zapytał o adres tej stronki, choć pewnie niewiele z niej zrozumie, chyba, że „zatrudni” jakiegoś swojego studenta. Pewnie się znajdzie na Franciszkańskim Uniwersytecie w Steubenville jakiś nasz rodak. Przecież my jesteśmy wszędzie.

W międzyczasie może się zmobilizuję i skończę swoje świadectwo po angielsku. Prawdę mówiąc jest już w połowie gotowe i opublikowane na www.***.alleluja.pl . (Cały adres będzie, jak będzie skończone, na razie musicie zaczekać). Jak skończę, będzie dobry pretekst, żeby zadzwonić ponownie do Scotta Hahna.


Ten blog jest kopią stronki na www.polon.us . Tam są moje wszystkie teksty i sporo ciekawych linków. Zapraszam do odwiedzin. A moja oryginalna stronka, to www.hiob.prv.pl. Jest tam trochę zdjęć i parę tekstów, których nie ma nigdzie indziej. Tamtą stronkę zrobił mi przed dwoma laty przyjaciel poznany na necie i było to moje pierwsze spotkanie z publikowaniem swych przemyśleń. Zapraszam i tam.

Na koniec jeszcze jedna uwaga dla tych, którzy nie słyszeli o Hahnie i nie znają jego drogi do Kościoła. Proszę kliknąć na tytuł tego felietonu i przeczytać wywiad z nim, jaki jest zamieszczony na "apologetyce". Tam też, na portalu apologetyka.katolik.net.pl są dwa rozdziały książki Hahna i jego żony, "W domu najlepiej", opisującej ich zmagania w odkrywaniu Kościoła Katolickiego.

No comments:

Post a Comment