Tuesday, December 09, 2008

Smutne refleksje po wyborach.

Dawno nie pisałem niczego, ale były ku temu ważne powody. Sporo pracy i forum, na którym prowadzimy kilka interesujących dyskusji. Zapraszam na nie serdecznie.

Chciałbym jeszcze wrócić do ostatnich wyborów. Przyglądałem się analizie głosów, statystykom pokazującym kto i jak głosował i podzielę się z Wami swymi wnioskami. Uważam bowiem, że są one bardzo pouczające.

Biali ludzie w większości głosowali na McCaina. 55% z nich, w porównaniu z 43% głosów oddanych na Obamę. Jednak biali tworzą zaledwie 74% elektoratu, a Latynosi i murzyni głosowali zdecydowanie na kandydata Partii Demokratycznej. Latynosi w stosunku 2:1, 67% na demokratów, 31% na republikanów, a murzyni w 95 procentach głosowali na demokratę. To wystarczyło z nawiązką by przechylić szalę zwycięstwa na stronę Obamy. Tego można się było spodziewać, są to podobne wyniki jak w każdych wyborach, różnią się co najwyżej kilkoma procentami. Znacznie ciekawsze jest przyjrzenie się jak głosowali wyznawcy różnych religii.

Protestanci tworzący 54% elektoratu głosowali w stosunku głosów 54-45% na McCaina. Katolicy natomiast, których jest połowę mniej, 27% elektoratu, głosowali dokładnie przeciwnie: 54% na Obamę, 45% na McCaina. I to mimo tego, że osiemdziesięciu biskupów wydało przed wyborami oświadczenia pouczające nas o tym, czego uczy Kościół Katolicki. Oświadczenia i listy wyraźnie uczące, że nie da się pogodzić nauki Kościoła z programem najbardziej proaborcyjnego kandydata na prezydenta w całej historii USA.

Dlaczego więc stało się to, co się stało? Kolejne statystyki rzucą trochę światła na to zagadnienie. Zanim jednak dojdę do nich, przypomnę, że Żydzi także głosowali na Obamę i to w wysokim stosunku 78-21 %. Żydzi tradycyjnie głosują na demokratów w USA, ale w tym roku kandydat Partii Demokratycznej był sympatykiem sprawy palestyńskiej. Oczywiście nie mówił tego w czasie kampanii, a prasa także nie wyciągała starych sympatii politycznych Obamy (robiąc co może, by mu umożliwić zwycięstwo), ale i tak dla mnie jest to zdumiewający wynik. Myślę, że zdumiał on także wielu Żydów mieszkających w Izraelu.

Wracamy do głosów oddanych przez chrześcijan. Protestanci, którzy każdego tygodnia uczestniczą w nabożeństwie w swoich świątyniach głosowali w stosunku 67-32% za McCainem. Ci, którzy bywają w kościele rzadziej, głosowali już tylko 54-45 % za McCainem. Wśród katolików było znacznie gorzej. Ci, którzy co niedzielę bywają na Mszy głosowali co prawda za McCainem, ale tylko stosunkiem głosów 50-49%. Ci, co tylko czasem odwiedzają kościół głosowali już za Obamą, 58-40%.

Osobną grupę tworzą tak zwani „Born Again Evangelical Christians”. Ewangelicy narodzeni na nowo. Oni sami często nie bardzo lubią, by ich nazywać protestantami. Bardzo wielu z nich to „byli katolicy”, osoby które opuściły Kościół, często dlatego, że według nich Kościół zbyt tolerancyjnie i „letnio” podchodzi do spraw wiary. I ta grupa ludzi głosowała zdecydowanie za McCainem, w stosunku głosów 74-24%. I trochę smutne, że oni znacznie lepiej niż katolicy rozumieją na czym polega niebezpieczeństwo wyboru takiego człowieka, jak Obama.

Te statystyki pokazują wyraźnie jak mało rozumiemy z nauczania Kościoła. Pokazują także gdzie jest nasze serce. Rozumiem, że ludzie w USA są rozczarowani sytuacją gospodarczą i że głosowali często nie tyle na Obamę, co przeciw McCainowi. Ale nie usprawiedliwia to ich w żaden sposób. Obama bowiem był kandydatem którego w żaden sposób nie można zaakceptować z punktu widzenia katolickiego nauczania w tak ważnych sprawach, jak życie człowieka.

Dość głośno było przed wyborami o pięciu rzeczach, które dla katolika nie mogą podlegać dyskusji. Tymi rzeczami są aborcja, „małżeństwa” homoseksualistów, klonowanie, badania nad embrionalnymi komórkami macierzystymi i eutanazja. Oczywiście było o tym głośno wśród tych, którzy słuchają katolickiego radia, oglądają katolicką telewizję, czytają listy swoich biskupów. Problem polega na tym, że większość osób uważających się za katolików nigdy tego nie robi. Większość osób uważających się za katolików nie odwiedza nawet regularnie kościoła. Dlatego, myślę, wielu katolików nie słyszało nawet o tym, a głosowali kierując się raczej troską o swoje portfele, niż troską o nienarodzone dzieci.

W tych stanach, gdzie ludzie mogli głosować za zwiększeniem restrykcji dotyczących aborcji także przegraliśmy. Co prawda nie ma to chyba żadnego praktycznego znaczenia, bo Obama zrobi wszystko co w jego mocy, by prawo federalne unieważniło jakiekolwiek ograniczenia aborcji, ale wyniki te pokazują co się dzieje z Ameryką. Obama obiecał na spotkaniu w Planned Parenthood, organizacji odpowiedzialnej za zamordowanie większości z niemal 50 milionów nienarodzonych dzieci w ostatnich 30 latach w USA, że pierwszym dokumentem jaki podpisze po przejęciu władzy będzie FOCA, Freedom Of Choice Act, prawo znoszące jakiekolwiek restrykcje w tej dziedzinie. Wszelkie ograniczenia, typu oczekiwanie parę dni, zawiadamianie rodziców nieletnich dzieci o aborcji ich wnuka, zakazy przewożenia dzieci do innych stanów w celu wykonania aborcji itp. staną się nielegalne.

Jedyny optymistyczny obraz ostatnich wyborów, to głosowania definiujące czym jest małżeństwo. W trzech stanach ludzie mogli głosować za poprawkami konstytucji stanowych definiującymi małżeństwo jako związek między jednym mężczyzną i jedną kobietą. W Kalifornii toczyła się zażarta i bardzo kosztowna kampania w tej sprawie. Tam też, jak i w Arizonie, wystarczyło ponad 50% głosów by taką poprawkę zatwierdzić. Na Florydzie trzeba było ponad 60% głosów by przeforsować to prawo. I w Kalifornii 52,2% ludzi, w Arizonie 56,3%, a na Florydzie 62% wyborców głosowało za uznaniem za małżeństwo tego, co tak, wydawałoby się, jest oczywiste. Jednak wszyscy tutaj sobie zdają sprawę, że jest to zaledwie wygrana bitwa, a nie cała wojna i aktywiści pro-gejowscy nie ustaną w atakach na rodzinę i w próbach zmiany definicji tego czym powinno być i de facto jest małżeństwo.

Cała ta sytuacja byłaby niezmiernie przygnębiająca, gdyby nie to, że ja wierzę głęboko, że coś dobrego z tego wyniknie. Być może musimy osiągnąć dno, by zdać sobie sprawę, że to Bóg, nie politycy, mogą nam tu przynieść rozwiązanie. Może po prostu trzeba więcej się modlić, więcej pościć, oddać się całkowicie Bogu i w nim tylko szukać nadziei. Po wyborach widać także wyraźnie, że nawoływanie Jana Pawła II o nową ewangelizację jest palącą potrzebą. My, katolicy jako całość, nie mamy pojęcia czego naucza Kościół i co nam wolno robić, a czego nie. To, jak glosowaliśmy w listopadzie naprawdę przynosi nam wstyd. Jesteśmy letni, ważniejsze są dla nas mgliste obietnice, że ekonomia się poprawi i jesteśmy gotowi za nie ofiarować życie milionów nienarodzonych dzieci, zamordowanych w młynach aborcyjnych. Doprawdy wstyd.

Powiecie, że nikt tak nie myśli? Możliwe. Ale Bóg po to nam dał rozum, byśmy myśleli. Nie wiem jak Obama ma zamiar zmienić sytuację gospodarczą. Nie przedstawił żadnego planu. Cała ta nadzieja na poprawę to jest „wishful thinking”, pobożne życzenie. Żadne fakty nie potwierdzają tego optymizmu. Natomiast to, jak Obama głosował do tej pory w sprawach, które są istotne, nie jest tajemnicą. To publiczny rekord. Zawsze głosował za legalizacją aborcji, przez cały przebieg ciąży, do dziewiątego miesiąca łącznie i głosował nawet przeciwko prawu nakazującemu ratowanie dziecka, które przeżyło aborcję. Trudno mi wtym kontekście patrzeć na niego inaczej niż na jakiegoś potwora.

Dziwimy się jak to się stało, że Niemcy w demokratyczny sposób wybrali kogoś takiego jak Hitler. Ja się nie dziwię. Dla mnie Amerykanie zrobili w listopadzie dokładnie to samo i historia tak właśnie to za kilkadziesiąt lat oceni. I nie uważam wcale, że przesadzam w tym porównaniu. Obama jest wręcz gorszym potworem, bo walczy o prawo zabijania swych własnych rodaków. Rodaków, z których nieproporcjonalnie wielu jest do tego, tak jak on, murzynami. I jestem przekonany, że wreszcie otworzą nam się wszystkim oczy i wszyscy zobaczymy, czym naprawdę jest aborcja. Zabiciem niewinnego człowieka w miejscu, które powinno być najbezpieczniejszym miejscem na świecie. Pod sercem matki.

No comments:

Post a Comment