Kościół Świętego Stanisława leży w sercu „Słowiańskiej Wioski”, „Slavic Village”. Kiedyś zapewne było to centrum polskiej dzielnicy w tym mieście. Dzielnice takie, w zasadzie getta, pomagały asymilować się nowo przybyłym imigrantom zza oceanu i pozwalały im najłatwiejszy start w nowym kraju. Miały oczywiście one także wady, do których należało głownie to, że w takich dzielnicach można było przez lata doskonale funkcjonować bez znajomości języka angielskiego.
Dzisiaj wszystko to wygląda trochę inaczej. Nasza imigracja, tzw. „solidarnościowa”, ostatnia już wielka fala imigrantów z Polski w zasadzie zupełnie uniknęła przebywania w tego typu dzielnicach. Oczywiście, że ożywiliśmy „Jackowo” w Chicago i Greenpoint w Nowym Jorku, ale raczej przez zasilanie naszymi zarobkami polskich biznesów typu biura turystyczne, restauracje, czy firmy wysyłające paczki do Polski. Jednak większość z nas bardzo szybko uciekła na przedmieścia, by mieszkać w „amerykańskich” dzielnicach, tak typowych dla średniej klasy mieszkańców tego kraju.
W Cleveland widać jeszcze ślady polskości w nazwach okolicznych budynków i biznesów, choć ludność spotykana na ulicach coraz rzadziej ma słowiańskie rysy twarzy. Ja jednak nie o tym chciałem pisać, ale o tym, jak ważne było dla naszych przodków, dla imigrantów z rozbitej rozbiorami, biednej Polski zjednoczenie się w polskiej parafii, która na dodatek musiała wyglądać wspaniale. Wręcz monumentalnie.
Imigranci ci, bardzo biedni, zaczynający tu nowe życie od zera, nie zmuszani przez nikogo z potrzeby własnego serca budowali Panu wspaniałe świątynie. Widziałem to w Chicago, widziałem w Nowym Jorku, widziałem w Tacoma i widziałem w Cleveland. Zapewne tak jest w wielu innych „polskich” miastach. Świadczy to o tym, jak bardzo kochali oni Boga. Hasła ze sztandarów: „Bóg, Honor, Ojczyzna” to nie były puste slogany. To coś dla nich znaczyło. I dawali temu wyraz wyciągając książeczki czekowe.
Pisałem już na swojej stronie o tym, jak niektórych gryzie „przepych Kościoła”. Nie będę powtarzał tu tych samych argumentów, każdy może je sobie przeczytać TUTAJ . Przypomnę tylko, że jak kogoś kochamy, to chcemy mu ofiarować coś cennego. Coś, co świadczy o naszym szacunku do niego. Nie dziwi nas zatem wcale, że właściciele kasyn, hoteli, centrów handlowych, salonów sprzedaży samochodów budują wręcz pałace, by nas, klientów przyciągnąć do siebie. Takie pałace postawione dla nas świadczą bowiem o tym, że jesteśmy dla nich ważni, przez nich kochani. Oczywiście to raczej nasze portfele są przez nich kochane, nie nasze osoby, ale nie o to tutaj chodzi. Chodzi o sam mechanizm powstawania tych pięknych budowli.
Jeżeli więc biznesmen który chce pokazać potencjalnemu klientowi jak bardzo mu na nim zależy, jak bardzo go kocha, (niezależnie od motywów i pobudek tej miłości) rozumie, że forma jego biznesu jest ważna, to czemu nagle niektórzy z nas nie są w stanie zrozumieć, że forma świątyni tym bardziej powinna być ważna? Jeżeli kochamy Boga, to czy nie powinniśmy Mu pokazać tego właśnie w taki sposób? Dlaczego nagle niektórzy uważają, że kościół powinien wyglądać jak magazyn zbożowy,, czy jakaś stara szopa?
Poniżej jest kilka fotek ze ‘Slavic Village” i z kościoła Świętego Stanisława. Klikając na nie spowodujemy, że się otworzą w większym wymiarze. Widać na nich wyraźnie, że kościoły były dla tych ludzi czymś ważnym. Piękny, chyba neogotycki styl, cudowne witraże, malowidła na ścianach, dziesiątki rzeźb, dopracowane szczegóły w środku raczej ubogiej i dość obskurnie wyglądającej dzielnicy. Ludzie, którzy zbudowali tę świątynię nie byli milionerami. Przez siedemdziesiąt lat spłacali długi, jakie musieli zaciągnąć na budowę takiego wspaniałego gmachu. Ale pokazali tym czynem co jest dla nich naprawdę ważne. Bo łatwo jest mówić, ale znacznie trudniej otworzyć portfel i pokazać ile naprawdę nasze gadanie jest warte. Nasi rodacy w Cleveland udowodnili, że nie służyli dwóm panom. Wybrali Boga przed mamoną, a mamonę zatrudnili do tego, by Bogu służyła. Chwała im za to. A my dziś dzięki ich poświęceniu i ofierze mamy taką wspaniałą i piękną świątynię.
No comments:
Post a Comment