Dzisiaj jest 13. października, dzień, w którym obchodzimy parę ważnych rocznic związanych z naszą wiarą. Pierwsza z nich to 90. rocznica cudu słońca podczas objawień w Fatimie. Ja jednak nie o tym chciałem napisać, ale o innej rocznicy. Tradycja nam mówi bowiem, że dokładnie trzydzieści trzy lata wcześniej, 13. października 1884. roku miało miejsce inne niezwykłe wydarzenie.
Chciałbym tu od razu zaznaczyć, że opis tego wydarzenia, aczkolwiek wszechobecny w Internecie i znany od lat z wielu książek, pochodzi z tradycji przez małe „t”. Nie jest on oficjalnym nauczaniem Kościoła, więc nikt nie ma obowiązku wierzyć, że tak naprawdę się wydarzyło. Jednak przekaz tej tradycji jest tak popularny, tak wszechobecny i tak jednobrzmiący, że wydaje się, że musi podawać on rzeczywisty przebieg wydarzeń i oddawać faktyczny stan tego, co wydarzyło się przed 123 laty.
A oto sam opis tego wydarzenia:
Trzynastego października 1884 roku papież Leon XIII po zakończonej mszy świętej nagle zatrzymał się i z przerażeniem i w wielkim zdumieniu patrzył w jakiś odległy punkt. Po krótkim okresie czasu powrócił do rzeczywistości, szybko udał się do swego gabinetu i po kilkunastu minutach wezwał sekretarza Kongregacji do spraw Kultu Bożego i wręczył mu tekst modlitwy, która miała być od tego czasu odmawiana po zakończeniu każdej mszy świętej w całym Kościele Powszechnym. Modlitwa ta brzmi tak:
„Święty Michale Archaniele, broń nas w walce, a przeciw niegodziwości i zasadzkom złego ducha bądź nam obroną. Niech go Bóg poskromić raczy, pokornie prosimy, a Ty, Książę wojska niebieskiego, szatana i inne złe duchy, które na zgubę dusz ludzkich po tym świecie krążą, Mocą Bożą strąć do piekła. Amen.”
Do tej pory opis zawiera same fakty. Spekulacje zaczynają się od momentu próby ustalenia co faktycznie zobaczył i usłyszał papież Leon XIII w czasie swej wizji. Najprawdopodobniej Leon XIII zobaczył spotkanie Boga z szatanem i szatan miał powiedzieć, że gdyby tylko miał sto lat czasu i większą moc, zniszczyłby Kościół. Na co Bóg dał mu odpowiedź, że otrzyma taką możliwość i że wiek XX będzie czasem próby.
Można by, rzecz jasna, odrzucić takie spekulacje jako zupełnie bezsensowne i nielogiczne, bo niby czemu miałby Bóg poddawać próbie swój Kościół? Czemu to miałby narażać Go na możliwość unicestwienia? Czemu niby miałby ulegać prośbom szatana? Jednak sama Biblia nas uczy, że nie jest to wcale sytuacja sprzeczna z tym, czego nas nasza wiara uczy.
Mamy bowiem w samej Biblii przykład poddania takiej próbie indywidualnej osoby, właśnie na prośbę Złego. Chodzi oczywiście o Hioba. Tam także szatan próbował swej mocy i Bóg dopuścił taką próbę. Wiele może być przyczyn, dla których takie próby są dla nas pożyteczne, a być może nawet konieczne, ale według mojej opinii najważniejsza jest konieczność rzeczywistego poznania ile jest nasza wiara warta.
Jak już nie raz pisałem tutaj, łatwo jest być świętym, gdy wszystko idzie dobrze. Gdy jesteśmy zdrowi, piękni, bogaci, otoczeni kochającymi i kochanymi osobami, otoczeni świętymi osobami, to i nasza świętość i nasza miłość do Boga wydaje się być wielka i niezagrożona. Tylko ile ona jest tak naprawdę warta?
Nie ma żadnej zasługi w tym, że nie grzeszymy, jak nie mamy ani możliwości zgrzeszyć, ani żadnych pokus w tym kierunku. Prawdziwym bohaterstwem jest odrzucenie pokusy, odrzucenie możliwości zgrzeszenia, gdy taka możliwość jest realna i bardzo się wydaje w tym momencie atrakcyjna. Podobnie wielbienie Boga wtedy, gdy nasza dusza jest pełna wzniosłych uczuć, przepełniona miłością do Boga i świadomością Jego miłości do nas, jest wspaniałe, ale nie jest za bardzo naszą zasługą. Jednak gdy Bóg się przed nami ukryje, gdy nie odczuwamy Jego bliskości, gdy pogrążamy się w ciemności, gdy musimy się zmusić do tego, by Go wielbić, to wtedy dopiero nasze uwielbienie dla Niego zaczyna nabierać rzeczywistej wartości.
Jest taki fragment Apokalipsy Świętego Jana, który, mam wrażenie, odnosi się właśnie do tej próby, jaka miała miejsce w ostatnim stuleciu. Święty Jan mając swą wizję przed dwoma tysiącami lat usłyszał takie słowa:
Potem ujrzałem anioła, zstępującego z nieba, który miał klucz od Czeluści i wielki łańcuch w ręce. I pochwycił Smoka, Węża starodawnego, którym jest diabeł i szatan, i związał go na tysiąc lat. I wtrącił go do Czeluści, i zamknął, i pieczęć nad nim położył, by już nie zwodził narodów, aż tysiąc lat się dopełni. A potem ma być na krótki czas uwolniony. (Ap. 20,1-3)
Oczywiście próbując interpretować apokaliptyczne teksty niemal zawsze popełniamy błędy. Moja interpretacja więc także może być nieprawdziwa. Zaznaczam więc jeszcze raz, że to jest tylko moja opinia, nie oficjalne nauczanie Kościoła, ale być może właśnie XX wiek był tym okresem czasu, w którym szatan został „na krótki czas uwolniony”.
Zapyta ktoś w takim razie gdzie był ten okres, gdy szatan był związany? I co to za tysiąc lat? Otóż, moim zdaniem, szatan miał ograniczoną moc od czasów śmierci Pana Jezusa na Krzyżu i Jego zmartwychwstania. Właśnie to umożliwiło fakt, że grupka kilkudziesięciu chrześcijan, uczni Pana Jezusa, zastraszonych, prześladowanych, żyjących we wrogim sobie środowisku i ginących za wiarę była w stanie nawrócić cały świat i zmienić tak radykalnie naszą cywilizację i otaczającą nas rzeczywistość.
Nam czasem trudno sobie wyobrazić zadanie jakie stało przed uczniami Jezusa. Jesteśmy tak przyzwyczajeni do faktu, że nasz świat jest chrześcijański, tolerancyjny, politycznie poprawny, że nie bardzo uświadamiamy sobie w jakim świecie żyli oni dwa tysiące lat temu. Wtedy jednak nikogo nie szokowało to, że ludzi zabijano za głoszenie nauki Chrystusa. Rzeczywistość otaczająca uczni Jezusa nie miała nic wspólnego z wartościami głoszonymi przez chrześcijan. Ich nauka była radykalna, trudna do zrozumienia dla im współczesnych, wręcz nielogiczna z punktu widzenia ich światopoglądu. Fakt, że jednak udało się im zanieść naukę Jezusa na cały świat i nawrócić tyle narodów wskazuje wyraźnie, że szatan niewiele mógł zdziałać w tym okresie. Przynajmniej w dziedzinie zniszczenia Kościoła Chrystusowego.
Nie znaczy to wcale, że ludzie nie mieli wtedy wolnej woli, pokus, że szatan zupełnie przestał działać na ziemi. Myślę, że to związanie szatana dotyczyło tylko możliwości zniszczenia powstającego Kościoła. I właśnie w tym kontekście tym bardziej ma sens taka interpretacja wizji papieża Leona XIII, jaką przedstawiłem wcześniej. Po stuleciach nadzwyczajnej ochrony Kościoła przed zakusami Złego Bóg daje mu możliwość wypróbowania Kościoła, aby nam dać możliwość zobaczenia, jak mocna i na ile prawdziwa jest nasza wiara.
Sam okres tysiąca lat, o którym mówi Apokalipsa jest oczywiście symboliczny. Kościół uczy, że chodzi tu o okres po zmartwychwstaniu Jezusa i teraz właśnie żyjemy w tym okresie. To, że trwa on już dwa tysiące lat nie ma tu żadnego znaczenia, bo nie chodzi o dosłowny czas, ale o nazwanie pewnego okresu, którego długość rzeczywistą zna tylko Bóg. Okres ten zakończy się bowiem powtórnym przyjściem Jezusa, a kiedy to nastąpi, wie tylko Bóg.
Zapyta ktoś w takim razie dlaczego, skoro „stulecie szatana” minęło, mamy tyle zła, skandali, problemów w Kościele? Odpowiedź na to jest bardzo prosta. Grzech ma swoje konsekwencje. Gdy podejmujemy jakieś decyzje, gdy przeprowadzamy jakieś działania, to skutki takiej działalności ciągną się za nami czasem bardzo długo. Gdy seminaria duchowne zamiast uczyć ortodoksyjnego chrześcijaństwa zaczynają eksperymentować, gdy zamiast głosić, że homoseksualizm jest grzechem i eliminować ze swego grona każdego, kto ma skłonności w tym kierunku, w ramach źle rozumianej tolerancji dopuszcza się do święceń braci o takich skłonnościach, to potem trzeba płacić za konsekwencje takich kroków. I nawet, jak zmieni się sposób postępowania w naborze kandydatów na seminarzystów, nawet jak zacznie się uczyć ponownie bardzo ortodoksyjnego katolicyzmu, to nie da się posłać do seminarium ponownie tych kapłanów, którzy zostali wyświęceni w latach siedemdziesiątych.
Być może więc Bóg dał szatanowi moc i czas, by ten próbował zniszczyć Kościół, dlatego, żeby okazało się, jaka to naprawdę jest nasza wiara. I jak widzimy to teraz wyraźnie, zwłaszcza ci, co mieszkają w zachodniej Europie, szatan uzyskał bardzo wiele. Jednak nawet gdy rzeczywiście zranił on Kościół bardzo, nie zdołał go unicestwić. Bóg nie siedział z założonymi rękami czekając na to, by szatan osiągnął sukces. Bóg dał nam wspaniałych papieży w XX wieku, wspaniałych świętych, którzy modlili się za nami i inspirowali nas, wspaniałych przewodników duchowych dla wielu narodów, jak choćby Padre Pio, kardynał Wyszyński, arcybiskup Fulton Sheen w USA i wielu, wielu innych na całym świecie. A widząc młodych kapłanów jacy w ostatnich latach opuszczają seminaria duchowne w Stanach raduje się wręcz człowiekowi serce, tak bardzo są wierni papieżowi, nauce Kościoła i ortodoksyjni w swych przekonaniach. A nawet zaczynają powracać do niemal już zapomnianego zwyczaju odmawiania po każdej mszy modlitwy do Świętego Michała.
Papież Jan Paweł II, gdy odwiedził 24 maja 1987 roku Sanktuarium św. Michała Archanioła na Górze Gargano we Włoszech, powiedział, że przybył tam, by "uczcić św. Michała Archanioła i błagać go o pomoc dzisiaj, kiedy tak trudno jest dawać autentyczne świadectwo chrześcijańskie, bez popadania w kompromisy i łatwe przystosowania... ta walka przeciwko złemu duchowi, która znamionuje św. Michała Archanioła, toczy się także dzisiaj, ponieważ zły duch żyje i działa w świecie".
Być może zatem warto byłoby nauczyć się tej modlitwy do Świętego Michała Archanioła i nawet, jak nie odmawiamy jej wspólnie po zakończonej mszy świętej, możemy po prostu odmówić ją prywatnie. Każdy z nas bowiem potrzebuje takiego sojusznika, jakim jest Święty Archanioł Michał. Walka o dusze toczy się wokół nas każdego dnia, w każdym momencie i choć wiemy z Apokalipsy Świętego Jana, że zwycięstwo jest po naszej stronie, to smutnym faktem jest także i to, że zanim je osiągniemy, przegrywamy cały szereg mniejszych potyczek. Ale nie jest to wcale konieczne i z pomocą Archanioła Michała możemy zacząć wygrywać te drobne potyczki i przybliżyć nasze zwycięstwo w walce z szatanem. Czego z całego serca sobie i Wam życzę.
No comments:
Post a Comment