Friday, June 09, 2006

Bóg istnieje, ponieważ wszyscy odczuwamy niezaspokojoną potrzebę.

Każdy człowiek odczuwa w swym życiu pewne potrzeby. Są one albo obiektywne, to znaczy istniejące niezależnie od naszego środowiska, jak np. potrzeba jedzenia, picia i snu, albo mogą być wynikiem naszego wychowania. Na przykład potrzeba latania, po obejrzeniu filmu o supermanie, czy potrzeba czarowania po przeczytaniu książki o Harrym Potterze. I o ile się zgodzimy, że naiwnością byłoby sądzić, że w rzeczywistym świecie musi się spełnić potrzeba latania bez pomocy samolotu, to wiemy, że na naturalne potrzeby zawsze, przynajmniej potencjalnie, jest satysfakcjonująca odpowiedź. Innym rozgraniczeniem pomocnym tutaj jest uświadomienie sobie, że nie każdy odczuwa potrzebę latania, czy robienia czarów, ale każdy odczuwa potrzeby naturalne, jak głód i pragnienie.

Odczuwamy głód i istnieje pokarm, żeby ten głód zaspokoić. Odczuwamy pragnienie i są napoje do ich zaspokojenia. Odczuwamy pociąg seksualny i jest akt satysfakcjonujący ten pociąg. Odczuwamy ciekawość świata i są wycieczki krajoznawcze i wyprawy do najodleglejszych zakątków Ziemi. Odczuwamy potrzebę pomocy innym i są biedni czekający na naszą pomoc. Odczuwamy głód wiedzy i mamy proces nauki. Ale ludzie ciągle są nieszczęśliwi. Ciągle pragnął czegoś, czegoś nieuchwytnego, co miałoby dać im szczęście. I to wszyscy ludzie. Jeżeli twierdzisz inaczej, zaczekaj parę lat.

Argument ten przemawia bardziej do osób bardziej doświadczonych życiowo i zamożnych. Człowiek młody łudzi się nadzieją, że jak zarobi trochę pieniędzy, jak kupi lepszy samochód, jak wyjedzie do Ameryki, jak zobaczy Chiny, Afrykę i Nową Zelandię, to wreszcie osiągnie szczęście. Jakby tylko mieć sto milionów dolarów, prywatny jacht i odrzutowiec, willę na bezludnej wyspie i co noc inną kochankę, to człowiek byłby szczęśliwy. Tylko, że tysiące ludzi to już wypróbowało i żadna z nich nie zaznała szczęścia. Dlaczego? Co więcej, ci właśnie najbogatsi są najnieszczęśliwszą grupą ludzi na świecie i najbardziej godną pożałowania. Wystarczy poczytać „pisma kobiece”, kolorowe gazety o życiu „wielkich” tego świata, żeby zobaczyć, jak biedni i nieszczęśliwi są ci najbogatsi ludzie na Ziemi.

Ale nawet i my sami, gdy odczuliśmy cos pięknego w naszym życiu: Cudowny widok zachodzącego słońca, wygraną w kasynie, publikację własnej książki, obronę pracy doktorskiej czy zdaną maturę, kupno wymarzonego Forda Mustanga, narodziny dziecka, koncert w filharmonii, czy cokolwiek innego, czy nie byliśmy w końcu rozczarowani, że to tylko tyle? Że tak szybko się skończyło? Że było tak powierzchowne? Że to raczej tylko przystawka, a nie główne danie? Wydaje się, że każde przeżycie w naszym życiu zostawia jakiś niedosyt po sobie, będąc albo nie tym, czego się spodziewaliśmy, albo trwając zbyt krótko. Czy nie wymyślamy sami takich przysłów, jak to, że „najszczęśliwszy jest okres oczekiwania”? Dlaczego? Bo jak się już doczekamy, to zawsze tylko jakiegoś mniejszego lub większego rozczarowania.

Co jest tego przyczyną? Odpowiedź jest prosta. My wszyscy odczuwamy potrzebę, której zaspokojenie na tym świecie nie jest możliwe. My po prostu jesteśmy stworzeni dla innego świata. Ci, co nie osiągnęli tu, na Ziemi, wszystkiego, mogą się łudzić, że jest możliwe osiągnięcie tu pełnego szczęścia. Ci, co los się do nich uśmiechną, dlatego są nieszczęśliwi, bo osiągnąwszy wszystko zaczynają się dziwić, ze to tylko tyle. Widzą wyraźnie, że całe to bogactwo, sława, dobra materialne, mają bardzo niewiele wspólnego ze szczęściem i z zaspokojeniem tej potrzeby, która jest w sercu każdego z nas.

Wyobraźmy sobie planetę, na której mieszkańcy odczuwaliby głód pokarmów, ale nie mieli by żołądków, bo czerpaliby energię ze słońca, jak rośliny. Albo odczuwaliby pociąg seksualny do kogoś nieokreślonego, rozmnażając się przez pączkowanie. Co za okropne i niewytłumaczalne byłoby ich istnienie. Całe życie męka odczuwania niemożliwego do zaspokojenia pragnienia. Ale my jesteśmy w pewnym sensie takimi mieszkańcami. Mieszkańcami ziemi lezącej „na wschód od Edenu”. Święty Augustyn w Confessiones, I,1,1; KKK 30 pisze:
"Stworzyłeś nas bowiem dla siebie i niespokojne jest nasze serce, dopóki nie spocznie w Tobie". Nie możemy znaleźć szczęścia na tej ziemi, bo stworzeni jesteśmy do życia u boku Boga.

Tak naprawdę, myślę, że tylko tacy ludzie, jak Matka Teresa z Kalkuty, czy Jan Paweł Wielki, byli ludźmi szczęśliwymi. Ale nie w takim znaczeniu jak my powszechnie myślimy o szczęściu. Oni byli szczęśliwi nadzieją, bo wierzyli, że czeka na nich wielka nagroda. Wiara ta powodowała, że cale ich życie miało sens. To miłość do Boga i do ludzi nadaje ten sens naszemu życiu. Wystarczy przypomnieć sobie błogosławieństwa z Kazania na Górze z piątego rozdziału Ewangelii Mateusza:


3. Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie.
4. Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni.
5. Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię.
6. Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni.
7. Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią.
8. Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą.
9. Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi.
10. Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo niebieskie.
11. Błogosławieni jesteście, gdy /ludzie/ wam urągają i prześladują was, i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe na was.
12. Cieszcie się i radujcie, albowiem wasza nagroda wielka jest w niebie. Tak bowiem prześladowali proroków, którzy byli przed wami.

To słowo „błogosławieni” można przetłumaczyć także jako „szczęśliwi”. Ale o jakim szczęściu tu mówi Jezus? Szczęśliwi ubodzy? Ci, którzy się smucą? Czy to nie oksymoron? Ale gdzie jest to szczęście? Jezus sam wyjaśnia: „Do nich należy Królestwo, oni Boga oglądać będą”.

Ale czy jest to obiektywna potrzeba, czy też taka, jak ta, byśmy się stali supermanami? Cóż, najmocniej odczuwają ją ci, którzy osiągnęli wszelkie dobra materialne. Tak się składa, że wśród nich jest relatywnie najmniej tych, co wierzą w istnienie Boga, nieba i sądu po śmierci. Poza tym nawet, jeżeli przyjmiemy, że wiedza o niebie jest powszechna, to nikt nie wie, czym jest to „niebo”. Wszystkie, bez wyjątku, opisy są nie tylko fałszywe, ale na dodatek głupie. Ja nie chciałbym żyć nie tylko przez wieczność, ale nawet przez sto lat w żadnym niebie, jakiego opis widziałem w swoim życiu. Zanudziłbym się tam na śmierć. Najlepszy opis nieba, jaki znam, to ten, jaki dał nam Święty Paweł:
„lecz właśnie głosimy, jak zostało napisane, to, czego ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują.” (1 Kor 2,9)
Ten opis jednak niczego nie mówi. Jeżeli więc to nie same opisy nieba i nie wiara powoduje to, że nie możemy osiągnąć tutaj na ziemi szczęścia, dowodzi to, że ta tęsknota jest obiektywna i niezależna od naszych wierzeń. Obiektywnie jesteśmy stworzeni dla innego świata, a nie wydaje nam się tak tylko, przez nasze wychowanie. Ale to dowodzi, że ten inny świat i Bóg, który go dla nas przygotował, naprawdę istnieją.

No comments:

Post a Comment