Friday, September 25, 2009

Pokochajmy Ewę Solecką

Dlaczego ludzie odchodzą od Kościoła Katolickiego? Dlaczego w samych Stanach Zjednoczonych jest podobno 60 milionów „byłych katolików”? Na pewno jest wiele przyczyn takiego stanu rzeczy, ale jedną z najważniejszych jest to, że tam gdzie się udali, znaleźli to, czego nie mogli znaleźć w Kościele Katolickim.

Bardzo niewielu ludzi zrobiło to z powodów doktrynalnych. Przynajmniej z prawdziwych powodów. Oni albo nie znali nauczania Kościoła, albo znali, ale nie uwierzyli. Nikt, kto wierzy w prawdziwą obecność Pana Jezusa w Eucharystii nie opuści Go dla innej organizacji tylko dlatego, że tam się lepiej czuje, że tam jest otoczony miłością, że tam czuje się częścią wspólnoty.

Trudno czasem uwierzyć, ale właśnie to jest bardzo częstą przyczyną opuszczeń Kościoła. My chcemy być „in”, a nie „out”. Chcemy przynależeć. Dlatego właśnie te wszystkie wirtualne zbiorowiska, nasze klasy, facebooki, myspace, że nie wspomnę o blogowisku i fforum na Frondzie, czy nawet moim forum, www.katolik.us są tak popularne. I te realne także: Rotarianie, Neony, Oazy, drużyny harcerskie i kluby sportowe. Tylko co ma z tym wspólnego pani Ewa Solecka? Otóż, moim zdaniem, wiele.

Komentarze, posty na forach i portalach katolickich pełne są nienawiści w stosunku do pani Soleckiej. Nie wszystkie oczywiście, nie chcę tu nikogo skrzywdzić generalizując, ale na pewno jest ich o wiele za dużo. I jest to z ludzkiego punktu widzenia zrozumiałe. Ale my, jako chrześcijanie, jesteśmy powołani do czegoś większego. Do miłości „agape”, a nie do postępowania zaledwie za naszymi uczuciami.

Pan Jezus umarł za nas wszystkich , jak zauważa święty Paweł w Liście do Rzymian 5,8, „gdy byliśmy jeszcze grzesznikami”. W taki sposób właśnie „Bóg okazuje nam swą miłość”. A my co robimy? W jaki sposób naśladujemy naszego Pana?

Pani Solecka jest zapewne teraz bohaterką i idolem wojujących feministek. One z pewnością otaczają ją teraz miłością, chuchają na nią i dmuchają, żeby ją sobie wyhodować na „swojego człowieka”. Kto wie, co będzie w przyszłości? Taka młoda, a już sławna, wie, jak zinterpretować prawo, by było „europejskie” i w ogóle może się ją zrobi wkrótce ministrem sprawiedliwości. Odpychana, odtrącana przez „chrześcijan”, otaczana opieką i wsparciem przez ideologów i działaczy cywilizacji śmierci – jak ma postąpić? Czy trudno przewidzieć jak jej światopogląd dalej będzie się rozwijał?

I żeby było jasne: Nie namawiam do hipokryzji, wyrachowania, ani do konformizmu. Nie mówię, że powinniśmy podstępnie udawać wielką miłość do niej, żeby ją zwieść i oszukać. Ja twierdzę, że musimy ją szczerze pokochać. Musimy bombardować niebo modlitwami za nią, tak, jak musimy to robić i za panią Tysiąc i za Julię i za wojujące feministki.

Nic nie wygramy nienawiścią. Nie pokonamy kudłatego tą bronią. On w nienawiści jest znacznie od nas lepszy. Ale miłość to jego słaby punkt. Nie potrafi się przed nią bronić. Tymczasem my, nazywając siebie dumnie chrześcijanami, stosujemy szatańskie metody walki i dziwimy się, że nam ta walka tak marnie idzie. Mamy do dyspozycji broń, której żaden przeciwnik nie pokona i odkładamy ją, walcząc czymś, co się do żadnej walki nie nadaje. Walcząc nienawiścią oddajemy wszystko walkowerem.

Pan Jezus w Kazaniu na Górze bardzo wyraźnie nas naucza co to znaczy być chrześcijaninem. Jak nowy Mojżesz, daje nam nowe prawo. Prawo miłości. Mówi:


Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią. […]

Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo niebieskie. […]
Błogosławieni jesteście, gdy [ludzie] wam urągają i prześladują was, i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe na was. Cieszcie się i radujcie, albowiem wasza nagroda wielka jest w niebie. Tak bowiem prześladowali proroków, którzy byli przed wami. […]

Słyszeliście, że powiedziano przodkom: Nie zabijaj; a kto by się dopuścił zabójstwa, podlega sądowi. A Ja wam powiadam: Każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi. A kto by rzekł swemu bratu: Raka, podlega Wysokiej Radzie. A kto by mu rzekł: "Bezbożniku", podlega karze piekła ognistego. […]

Słyszeliście, że powiedziano: Będziesz miłował swego bliźniego, a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził. A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują; tak będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie; ponieważ On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych. Jeśli bowiem miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią?


W tym samym „Kazaniu na Górze” pan Jezus nam obiecuje:


„Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. Albowiem każdy, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu otworzą. Gdy którego z was syn prosi o chleb, czy jest taki, który poda mu kamień? Albo gdy prosi o rybę, czy poda mu węża? Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec wasz, który jest w niebie, da to, co dobre, tym, którzy Go proszą.”


A zatem czemu, zamiast odpychać tych, co są naszymi wrogami, nie przygarnąć ich, szczerze nie pokochać i nie prosić Boga o łaskę ich nawrócenia? To oddzielenie czynu od człowieka, to „kochanie grzesznika i nienawidzenie grzechu” nie może być jakąś abstrakcją. To musi być żywa rzeczywistość w naszym życiu.

Ale jak pokonać własną niechęć do niektórych osób? Jak się przemóc? Dla mnie najlepszym sposobem jest wyobrażenie sobie, że taka osoba jest naszą córką. Wtedy spojrzymy na nią trochę tak, jak ją widzi Bóg. Bo ona jest córką Boga. I Bóg bardzo pragnie jej zbawienia. Bardzo pragnie, by Go nie odrzuciła.

Nasze mamy i nasze babcie godzinami, tygodniami, ba, całymi latami bombardują niebo modlitwami, prosząc o nasze nawrócenie. Gdy rozmawiamy ze starszymi osobami, często słyszymy ich troskę o swe dzieci. Gdy słyszymy intencje modlitewne ludzi dzwoniących do radia, niemal zawsze słyszymy intencje za bliskich. Boją się, że nie zdążą wymodlić nawrócenia tych, których najbardziej kochają. Niezależnie od tego, jak daleko ci bliscy odeszli od Boga.

Bo w prawdziwej miłości nie ma wyrachowania. Nie ma „sprawiedliwości”. Jest tylko miłosierdzie. Żadna matka nie powie Bogu: „A tego mojego syna wrzuć do piekła, bo to kawał drania. Tą moją córkę skaż na męki piekielne, bo sobie na to zasłużyła”. Każda matka, każda normalna matka wynajduje miliony powodów, dla których Bóg powinien wybaczyć jej dzieciom i dać im łaskę nawrócenia.

Powiecie, że Alicja Tysiąc pewnie nie modli się za Julię? Że jej nie kocha? A jeżeli tak, to co z tego? Czy znaczy to, że my mamy być tacy sami? Albo gorsi? My – uważający się za „oświeconych” chrześcijan, rozumiejących naukę Jezusa? Skoro nas oburza zachowanie Alicji Tysiąc, nie postępujmy dokładnie tak samo jak ona. Tym bardziej, że wcale nie wiemy jak ona naprawdę postępuje i z jakimi widziadłami w swym życiu się zmaga.

Powiecie, że ani ona, ani Ewa Solecka nie są naszymi córkami? Cóż, ja Wam na to powiem, że owszem. Że są. Córkami, siostrami, dziećmi tego samego Boga. Wszyscy jesteśmy rodziną i wszyscy jesteśmy za siebie odpowiedzialni. I dopóki nie zamienimy nienawiści na miłość, zaczynając od samych siebie, to właśnie my będziemy winni tego, że chrześcijaństwo umrze. Że tyle ludzi od niego odejdzie, a nowi nie powrócą. Bo i do czego? Bo to nie przez wrogów chrześcijaństwa tak trudno jest dotrzeć z Dobrą Nowiną do tych, którzy nie przyjęli jeszcze Pana Jezusa za Pana swego życia. To przez tych, którzy nazywają sami siebie chrześcijanami, a postępują tak, jakby nie mieli pojęcia czego przez trzy lata nas Pan Jezus nauczał.

1 comment:

  1. Marek3:01 PM

    Dzieki Hiobie za przypominanie tej fundamentalnej sprawy - nigdy za wiele:). I tylko mala uwaga("doktrynalna") - chrzescijanstwo, a raczej Kosciol - nie umrze, wszak sam Pan Jezus to przyrzekl(Mt 16, 16-20):)

    ReplyDelete