Wednesday, July 26, 2006

Jeszcze o komórkach macierzystych

Są pewne rzeczy, które są święte. Jedną z nich jest właśnie ludzkie życie. Nikt z nas nie potrafi go stworzyć z niczego, nikt z nas nie potrafi go „zbudować” od zera. Oczywiście, nauka jest w stanie zbadać mechanizmy powstawania życia i może w laboratoriach skopiować to, co powinno pozostać tajemnicą sanktuarium domowego kościoła. Ale tak, jak nie mamy prawa ingerować w naturalne mechanizmy powstania życia, tak samo nie mamy tego prawa do ingerowania w mechanizmy jego zakończenia. Nie bawmy się w Pana Boga, bo piętrzące się przed nami trudności bardzo szybko zaczynają nas przerastać. Nie mówię tu o trudnościach naukowych, te niech nauka pokonuje, ale o trudnościach moralnych. Moralność bowiem nie jest czymś, co możemy i powinniśmy zmieniać i reformować.

W poniższym poście pisałem o sukcesie polskich naukowców pracujących na Uniwersytecie w Louisville w stanie Kentucky. Profesor Ratajczak, który przewodniczył tym badaniom, udzielił wywiadu , w którym możemy przeczytać między innymi:


"- Skąd bierze się wśród naukowców takie zainteresowanie komórkami macierzystymi?
- Są to jedyne komórki organizmu, które zachowują wieczną młodość. Można śmiało postawić tezę, że zidentyfikowanie komórek macierzystych otworzyło nowy rozdział w historii ludzkości. Tak jak rozwój fizyki i chemii doprowadził do rozwoju energii jądrowej, która z jednej strony służyła dobrym rzeczom (mam na myśli np. wykorzystanie promieniowania w leczeniu wielu chorób, czy pozyskiwanie energii elektrycznej) a z drugiej strony do wielu złych rzeczy (np. do produkcji bomby atomowej). Tak samo rozwój biologii i chemii doprowadził do rozwoju szeregu terapii opartych o komórki macierzyste. My teraz jesteśmy w takiej samej sytuacji, co fizycy 60 lat temu. Mamy komórki macierzyste i możemy z nich robić różne rzeczy - zarówno te dobre (np. leczenie chorych) jak i te złe (np. klonowanie ludzi). Tak duże zainteresowanie komórkami macierzystymi bierze się właśnie z olbrzymiego potencjału, jaki one posiadają. Jak my ten potencjał wykorzystamy zależy przede wszystkim od norm etycznych i od naszego sumienia.

- Panu Profesorowi udało się już zróżnicować komórki macierzyste w kierunku naprawy wysepek trzustki, tkanki nerwowej oraz mięśnia sercowego. Czy można zatem mieć nadzieję, że hodowla ludzkich organów metodami laboratoryjnymi nastąpi w najbliższych latach?
- Trudno w tej chwili podać konkretną datę, kiedy zostanie wyhodowany pierwszy ludzki organ z komórek macierzystych. Najtrudniejsze zadanie jest jeszcze przed nami. Oprócz możliwości skutecznego zróżnicowania komórek macierzystych w komórki różnych narządów trzeba także odtworzyć architekturę całego narządu. Na to potrzeba jeszcze kilku a może kilkunastu lat. Jestem jednak przekonany, że w przeciągu 10-15 lat tego typu rozwiązania będą szeroko dostępne dla pacjentów. Wiek XXI przyniesie takie możliwości lecznicze.

- Czy każdego będzie stać na taki przeszczep?
- Organy wyhodowane w oparciu o komórki macierzyste będą dostępne dla każdego pacjenta. Szczególnie u ludzi młodych takie komórki będzie można pozyskiwać i wykorzystać je do leczenia. Już obecnie posiadamy dane wskazujące na to, że komórki macierzyste o charakterze komórek embrionalnych występują w ludzkiej krwi pępowinowej. Sam fakt istnienia takich komórek w krwi pępowinowej oznacza, że każdy noworodek może mieć już dzisiaj zapewnione źródło własnych komórek macierzystych, które w przyszłości mogą posłużyć do regeneracji jego narządów. Obecnie obserwuję duże zainteresowanie, pomimo dość wysokiej ceny, mrożeniem krwi pępowinowej na wypadek zaistnienia u dziecka w późniejszym wieku białaczki. Jestem przekonany, że komórki z zamrożonej krwi pępowinowej będzie można w niedalekiej przyszłości wykorzystywać do leczenia innych chorób.

- Czy istnieje zatem szansa, że dzięki komórkom macierzystym ludzie będą żyć dłużej?
- To jest bardzo dobre pytanie. Gdybyśmy zadali je dwieście lat temu to wtedy marzeniem każdego było dożycie siedemdziesięciu lat. Obecnie ten wiek osiąga większość z nas. Myślę, że dzięki komórkom macierzystym możliwe będzie przedłużenie średniej długości życia do ponad stu lat. Sądzę, że granica 120 lat dla zwykłego śmiertelnika jest jak najbardziej realna do osiągnięcia. Należy sobie zadać pytanie, z jakiego powodu obecnie umieramy? Bo się starzejemy, bo następuje defekt regeneracji komórek macierzystych. Człowiek całe życie się regeneruje. Za miesiąc czy rok będziemy tak samo prawie wyglądać, ale będziemy się składać z zupełnie innych komórek. Cały czas w naszych narządach odbywa się odbudowa tkanek z komórek macierzystych. Nasze komórki cały czas się wymieniają. Skuteczność takiej wymiany niestety pogarsza się z wiekiem. Dlatego się starzejemy. Jeżeli zatem pojawią się nowe metody farmakologiczne, które będą poprawiały kondycję komórek macierzystych, to będzie to automatycznie prowadziło do wydłużenia życia. Z drugiej strony jeśli opracujemy metody regenerowania uszkodzonych narządów w wyniku chorób, to również będzie to następny krok do dłuższego życia. Jednym słowem: komórki macierzyste są kluczem do długowieczności. […]

- Pracuje Pan Profesor nad jedynymi z najcięższych ludzkich chorób: m.in. nad rakiem żołądka, płuc i białaczką. Obserwuje Pan Profesor przy tym dużo cierpienia. Czy ludzkie cierpienie można zmniejszyć?
- Z pomocą przychodzi tutaj także nauka. Mamy coraz więcej dowodów na to, że choroby nowotworowe mają swoje źródło w komórkach macierzystych. Czyli jeżeli coś złego się stanie i dobra komórka macierzysta, która ma za zadanie odnawianie np. nabłonka śluzówki żołądka niespodziewanie stanie się komórką złośliwą to daje to początek tej strasznej chorobie. Pracując nad komórkami macierzystymi możemy również dotrzeć do źródła powstawania nowotworów. Jeden z patologów powiedział, że nowotwór to jest rana, która się nigdy nie goi. Ucząc się, jakie są to mechanizmy można opracować lepsze mechanizmy leczenia nowotworów, które będą oparte o eliminację komórek macierzystych nowotworowych.

- Jak Pan Profesor, jako wybitny specjalista w zakresie biologii, zagłębiając się w ludzkie ciało odbiera sprawy związane z wiarą w Boga?
- My, jako naukowcy, musimy przede wszystkim zachować olbrzymią pokorę wobec tego, co poznajemy. Prawda jest taka, że my widzimy, odbieramy świat i budujemy całą naszą wiedzę bazując na odbiorze fal elektromagnetycznych, które dają złudzenie widzenia obrazu albo słyszenia. I bazując na tych naszych niedoskonałych zmysłach w trójwymiarowym świecie, staramy się zrozumieć, jak jest zbudowany wszechświat. Być może cały otaczający nas świat wygląda zupełnie inaczej. Nasza rzeczywistość, o czym się mówi od dłuższego czasu, może posiadać cztery lub nawet więcej, wymiarów. Cały czas, pojawia się coraz więcej pytań, powstają nowe naukowe problemy. Poznając coraz więcej, coraz mniej wiemy. Kartezjusz powiedział "wiem, że nic nie wiem" - i jego słowa są nadal aktualne. W tej niesamowitej łamigłówce pojawia się jakaś wyższa celowość. Chęć zadania sobie pytania: dlaczego to wszystko jest tak zorganizowane? Osobiście, chociaż publicznie nie przyznaję się do żadnej religii, wierzę, że istnieje pewne działanie, które przez dawnych filozofów było opisywane jako siła życia. Wierzę, że istnieje jakaś siła nadprzyrodzona, która tym wszystkim kieruje. Jak bardzo jest to związane z Bogiem, trudno powiedzieć. Na pewno naukowiec, który bada mechanizmy ma coraz więcej pytań i widzi olbrzymią logikę w tym co bada."


Jedna uwaga, jaka mi się nasuwa, to moralny problem z niszczeniem ludzkiego życia, aby innej osobie przedłużyć życie do 120 lat. Nie bardzo mi się także podoba „hodowla organów”. Jak to niby ma wyglądać? Kim, czy czym będą te serca, płuca i nerki, wyhodowane z komórek macierzystych? I jaki jest tego cel? Jeżeli nasze życie na ziemi można porównać do „egzaminu”, do okresu wylęgania, do życia nienarodzonego dziecka, bo przecież to tylko mgnienie oka w porównaniu do wieczności, to czy warto? Oczywiście, że choroby trzeba leczyć, ale nie za wszelką cenę! Tak jak nie można zabić innej osoby, bo potrzebujemy jej nerkę, tak samo nie można „wyhodować” innej osoby, by jej tę nerkę zabrać.

Profesor mówi o 120 latach. Hmm. Mówi też, że dawniej marzeniem było dożyć 70. Nie całkiem to prawda. Dawniej nikt nie był starcem, jak miał 50 i nikt się nie dziwił, gdy ktoś dożył setki. Pewno, że było to rzadsze, ale tylko dlatego, że ludzie chorowali i umierali wcześniej. A gdy ktoś miał szczęście i nie zachorował, dożywał takich lat, jak my teraz. Zwalczanie chorób, by każdy z nas miał szansę dożyć 90 lat jest pięknym celem. Ingerowanie w genetykę, aby żyć lat 120, czy dwieście, czy potencjalnie 500 (przecież nikt mi nie powie, ze naukowcy będą usatysfakcjonowani tymi stu dwudziestoma) to jednak, moim zdaniem, zupełnie co innego.

Profesor Ratajczak mówi: „Osobiście, chociaż publicznie nie przyznaję się do żadnej religii, wierzę, że istnieje pewne działanie, które przez dawnych filozofów było opisywane jako siła życia. Wierzę, że istnieje jakaś siła nadprzyrodzona, która tym wszystkim kieruje. Jak bardzo jest to związane z Bogiem, trudno powiedzieć. Na pewno naukowiec, który bada mechanizmy ma coraz więcej pytań i widzi olbrzymią logikę w tym co bada.” Cóż, każdy może wierzyć, w co chce. Tylko, że człowiek nauki, odrzucający istnienie Boga, mimo, że „widzi olbrzymią logikę w tym, co bada”, może stać się potencjalnie bardzo niebezpieczny. Dlaczego miałby bowiem powstrzymać się przed klonowaniem? Przed hodowlą ciał ludzkich, pozbawionych głów, dla uzyskiwania organów do przeszczepów, czy podobnych „naukowych eksperymentów”?

Nie oskarżam tu o nic profesora Ratajczaka. Nie znam go. Nie sugeruję, że on by kiedykolwiek takie badania prowadził. Cieszę się z jego odkrycia, bo może ono uratować wiele ludzkich istnień. Ale boję się nauki, która odrzuca moralny kodeks praw, jaki daje nam Bóg. Nic z tego bowiem nie może wyjść dobrego. I tak, jak bezsensowne byłoby, gdyby podekscytowany naukowiec ogłosił, ze znalazł sposób na to, by ciąża trwała półtora roku, zamiast dziewięciu miesięcy, tak bezsensowne dla mnie jest walczenie o przedłużanie w nieskończoność ludzkiego życia na ziemi. Nauka, medycyna, powinny się skupić na leczeniu chorób. Na likwidacji cierpienia. Na zapobieganiu niepotrzebnemu odchodzeniu ludzi, którzy powinni pozostać wśród nas. Ale jak zaczynamy mówić o przedłużaniu życia dla samego przedłużania, gdy celem ma być pozostawania na ziemi jak najdłużej, to zaczynamy stawiać problem na głowie.

Celem życia na ziemi jest poznanie Boga, zrodzenie potomstwa, wychowanie go, doczekanie się wnuków. Gdy nasz czas mija, powinniśmy podziękować Bogu za to wszystko, co otrzymaliśmy i z ufnością udać się do Domu Ojca. Powinniśmy tęsknić za tym Domem, bo tam nas czeka wielkie szczęście, bez cierpień i chorób, czekają na nas bliscy, którzy odeszli i czeka sam Zbawiciel. Czemu o tym zapominamy? Setki gazet zajmują się problemem przemijającej urody. Najszybciej rozwijającą gałęzią medycyny jest chirurgia plastyczna. Lekarze obiecujący przedłużenie młodości, przywrócenie sił witalnych, diety cud, chińskie specyfiki, maseczki, głodówki, oczyszczania, wody, sauny i inne cuda stają się coraz popularniejsze, a kolejki przed konfesjonałami, gdzie naprawdę możemy się wyleczyć ze śmiertelnej choroby, są coraz krótsze. W wielu krajach zanikły zupełnie. I nie zrozumcie mnie źle. Nasze ciała są Świątynią Ducha Świętego. Powinniśmy o nie dbać. Ale nie łudźmy się. 70, 100, czy 120 to nie jest wieczność. Nie róbmy z medycyny bożka, bo i tak wszyscy umrzemy.

Ważne ostatecznie jest tylko jedno. I jak przedłużymy swe życie kosztem życia innej osoby, to co zyskamy? 20 lat na ziemi i wieczne potępienie? Co to w ogóle za rachunek? To jakby mi ktoś dal do wyboru 10 groszy teraz, albo milion za godzinę. Jaki idiota wziąłby te grosze? Każdy zaczekałby godzinkę na konkretną kasę. Ale my, finansując badania powodujące zabicie powstałego już życia, bo potencjalnie przedłużyłoby to nasze życie na ziemi, zachowujemy się tak, jak ten, kto złakomi się na 10 groszy. Zupełnie bez sensu.

Cieszę się, że Bush zawetował ustawę nakazującą finansowanie badań niszczących ludzkie życie. Cieszę się, że Polska była wśród tych krajów, które nie zgadzały się na to, by Unia Europejska finansowała takie badania. W Unii ustawa i tak przeszła, ale dzięki glosom Polski i paru innych krajów, w formie kompromisowej. Teraz nie będzie nakazu z Brukseli na co mają iść pieniądze, ale każdy kraj sam zadecyduje, jak te pieniądze wydać. Mam nadzieję, że w Polsce przeznaczy się je na badania niepowodujące moralnych trudności. Nie tylko bowiem unikniemy tu moralnych problemów, ale i należy się spodziewać, że wyniki będą owocniejsze. I do tego po pracowitym życiu na ziemi wszyscy spotkamy się w niebie. A przecież o to chyba najbardziej chodzi.

No comments:

Post a Comment