Monday, April 10, 2006

Zakład Pascala, czyli dlaczego się opłaca przyjąć, że Bóg istnieje.

Argument dla sceptyków. Dla tych, którzy uważają, że nie ma dobrych argumentów na to, że Bóg istnieje. Argument raczej mało chwalebny, bo przemawiający tylko do naszego wyrachowania, rozsądku, a nie serca. Bóg nie chce, żebyśmy w Niego wierzyli ze strachu, czy z wyrachowania. Bóg jest Miłością i miłości od nas oczekuje. Ale gdzieś trzeba zacząć i jeżeli to wyrachowanie jest tym początkiem, miłość może przyjść później. Ktoś, kto z wyrachowania zacznie prowadzić życie chrześcijanina, może wtedy pokocha i zrozumie. Zobaczmy więc jak wygląda ta rzecz, zwana „zakładem Pascala”.

Załóżmy, że ktoś nam bliski jest ciężko chory. Lekarz, który się nim zajmuje, mówi nam, że jest tylko jeden eksperymentalny sposób leczenia i szanse powodzenia tego leczenia wynoszą zaledwie 50%. Jednak bez tego leczenia nasza bliska osoba na pewno umrze. Czy nie spróbowałby każdy z nas tego sposobu? Nawet, jak trzeba by zapłacić za tę kurację? A co by było, gdyby była ona darmowa? Nie byłoby zupełnie niezrozumiale, gdyby ktoś odrzucił ten sposób ratunku?

Albo taka sytuacja: Ktoś nas zawiadomił, że płonie nasz dom i nasze dzieci są w środku. Nie jesteśmy pewni, czy to prawda, czy głupi żart. Ale czy nie byłoby rzeczą racjonalną pobiec i sprawdzić? Albo przynajmniej zadzwonić? Albo na loterii pozostały tylko dwa losy. Jeden z nich jest wart milion złotych, drugi bezwartościowy. I my mamy możliwość kupienia jednego z tych losów. Czy nie byłoby logiczne wydanie w takiej sytuacji złotówki? Spróbowanie, skoro mamy 50% szans, a nagroda jest wielka?

Nikt rozsądny nie ma wątpliwości jak się zachować w podanych wyżej przykładach. Pascal argumentuje, że decyzja wyboru Boga jest dokładnie taką właśnie decyzją, jak te zilustrowane powyżej. Wynika z tego, że nawet jak nie mamy dowodów na istnienie Boga, ani gwarancji, że On istnieje, głupotą jest postawienie na drugą alternatywę.

Załóżmy, że gramy w jakąś grę. Gramy żetonami i przy pomocy żetonów niebieskich, wygrywamy niebieską nagrodę, a przy pomocy żetonów czerwonych- nagrodę czerwoną. Niebieskie żetony to nasz rozum. Niebieska nagroda to prawda o istnieniu Boga. Czerwone żetony to nasza wola, nasze pożądania. Czerwona nagroda to wieczne szczęście. Każdy chce obie nagrody: Poznać prawdę i osiągnąć szczęście. Załóżmy, że to prawda, co twierdzą sceptycy i że nie ma możliwości wymyślenia jak grać niebieskimi żetonami. Że logiczne rozumowanie nie może nam wykazać, czy Bóg istnieje. Ciągle jednak możemy wykombinować, jak grać czerwonymi żetonami. Pascal twierdzi, że warto uwierzyć w Boga nawet jak rozum nam nie podpowie o Jego istnieniu, bo nasza wola szuka zawsze szczęścia, a istnienie Boga jest naszą jedyną szansą osiągnięcia tego szczęścia.

Bóg albo jest, albo Go nie ma. Rozum nam nie daje odpowiedzi, a życie nasze zbliża się do końca. Co nas czeka po śmierci? Jak zdecydować? Rzucić monetę? Mamy po połowie szans i bardzo wiele do zyskania. Dokładnie tyle samo do stracenia. Tu przychodzi chyba najważniejsza prawda w zakładzie Pascala: Odrzucenie agnostyzmu. Nie ateizmu, tym się zajmiemy później, ale właśnie agnostyzmu. W momencie śmierci taki pogląd nagle okazuje się zupełnie bez sensu. Dlaczego? Bo w momencie śmierci albo stajemy przed obliczem Boga, albo nie ma nic. Albo okazuje się, że teiści mieli rację, albo ateiści. Agnostycy racji na pewno nie mają. Nie można dłużej siedzieć okrakiem na płocie i się wahać.

Agnostycy odpowiadają na zakład Pascala w ten sposób: Najrozsądniej nie zakładać się zupełnie. Ale w momencie śmierci nie mamy takiej możliwości. Nie da się uniknąć tego, co nas czeka. Musimy się opowiedzieć za którąś ze stron. Albo odchodzimy w nicość, przynajmniej tak się nam zdaje, albo, gdy wierzymy, zdaje nam się, że idziemy na spotkanie Boga. W momencie śmierci są tylko te dwa wybory. Nie ma miejsca na trzecią alternatywę.

Jesteśmy jak okręty, które muszą dostać się do domu. Przepływamy koło portu z napisem mówiącym, że to nasz dom i nasze szczęście. Statek to nasze życie, a port to Bóg. Agnostyk mówi: Ani tam nie wpłynę, ani nie odpłynę dalej. Zarzucę kotwicę i zaczekam w pewnej odległości, aż pogoda się wyklaruje, mgły się uniosą i będzie jasne, czy to prawdziwy port, czy podróbka. Bo jest wiele fałszywych portów w okolicy.

Czemu takie podejście nie jest rozsądne? Ono nie jest nierozsądne, ono jest niemożliwe do wykonania. Okręty naszego życia płyną po oceanie czasu i osiągają w końcu punkt, z którego już nie ma powrotu. Paliwo się kończy, zaczyna brakować czasu. Zakład Pascala jest prawdziwy i skuteczny dlatego, że wszyscy w końcu umrzemy. Nie można czekać w nieskończoność.

Gdyby Romeo oświadczył się Julii, a ona odpowiedziałaby „może” i powtarzałaby to każdego dnia, „może” stałoby się w pewnym momencie „nie”. Romeo w końcu by umarł, a umarli się nie żenią. Dochodzimy w końcu do momentu, gdy nie ma już „jutro” i „może”, a zostaje tylko „nie”. Chrześcijaństwo jest propozycją Boga do poślubienia naszej duszy. Mówienie „może” nie może trwać wiecznie. Pogoda nigdy się nie poprawi na tyle, żeby agnostyk przez lornetkę dojrzał, czy ten port jest prawdziwy. Albo musi wpłynąć i zacumować w porcie, albo go odrzucić i wybrać inny. Inaczej na pewno nie osiągnie swego domu i straci wszelkie szanse na osiągnięcie szczęścia.

Gdy odrzucimy agnostyzm, zostają nam tylko dwie możliwości: Teizm i ateizm. Ateizm jednak jest okropnym wyborem. Nie daje nam szans na wygranie czerwonej nagrody. Jakie zatem są możliwości? Tylko takie: Albo Bóg jest, albo Go nie ma. A nasz wybór sprowadza się do tego: Albo uznamy, że Bóg jest, albo nie. Czyli cała nasza ziemska Odyseja sprowadza się do jednego z czterech przypadków:

1. Bóg istnieje i my to uznajemy.

2. Bóg istnieje, ale my to odrzucamy.

3. Boga nie ma, ale my uznajemy, że jest.

4. Boga nie ma i my uznajemy, że Go nie ma.

Zastanówmy się więc, jakie są konsekwencje naszego wyboru. Gdy punkt 1. jest prawdziwy, zdobywamy nagrodę. Osiągamy wieczne szczęście u boku Boga. Gdy 2.- przegrywamy wszystko. Tracimy szczęście i przez wieczność jesteśmy nieszczęśliwi. Gdy punkt 3. jest prawdziwy, jesteśmy głupcami, którzy żyją dłużej, rzadziej chorują, są szczęśliwi i umierają w swym błędnym rozumieniu rzeczywistości bez strachu, a gdy punkt 4.- to co prawda wybraliśmy dobrze, ale niewiele nam to w życiu pomaga. Życie bowiem ludzi w Boga niewierzących nie jest godne pozazdroszczenia. Wynika z tego więc, że niezależnie od tego, czy Bóg rzeczywiście jest, czy Go nie ma, postawienie na Boga jest zawsze dobrym wyborem.

Zresztą gdyby Boga nie było, całe to nasze rozważanie nie miałoby zbyt wielkiego sensu. Albo raczej, powinienem powiedzieć, znaczenia. Jak to powiedział św. Paweł: „…jedzmy i pijmy, bo jutro pomrzemy”. Ale jak Bóg istnieje, to ryzyko odrzucenia Go jest niezwykłą głupotą. Jedyną szansą na szczęście, jedyną szansą na wygranie czerwonej nagrody, to uznanie, że Bóg istnieje.

W całym zakładzie wszystko sprowadza się do tego, że albo Bóg istnieje, albo nie. I jak postawimy na Boga i wygramy, to wygramy… wszystko. Ale jak Boga nie ma i ciągle postawimy na Boga, to nie przegramy nic. Tymczasem jak postawimy na to, że Boga nie ma i Go rzeczywiście nie ma, to nie wygramy nic. Natomiast jak jest, przegramy wszystko. Tylko zakładając, że Bóg istnieje można wygrać i tylko zakładając, że Go nie ma można przegrać. Innej możliwości po prostu nie ma.

Pascal powiedział, że każdy powinien dużo bardziej się obawiać, że się pomyli, a później odkryje, że chrześcijaństwo jest prawdą, niż gdyby się pomylił i potem odkrył, że chrześcijaństwo nie było prawdziwą religią. W pierwszym przypadku bowiem spędziłby wieczność w mękach piekielnych drugim po prostu przestałby istnieć w momencie śmierci. Pomyłka nie miałaby więc większego znaczenia. Gdy się wierzy „za dużo”, nie ma to większego praktycznego znaczenia, gdy się wierzy „za mało” można utracić wieczne zbawienie.

Jaka w takim razie jest cena tego losu na loterii życia? Dlaczego nie każdy go nabywa? Ta „złotówka” za 50% szans na wygranie miliona to ciągle za dużo dla wielu. Ale czego oni obawiają się stracić? Ile by to nie było, jest to zawsze ograniczona suma. A nagroda na loterii życia jest nieskończenie wielka. Być może ktoś boi się utracić niezależności, przywiązania do swych grzeszków. Ale nagrodą jest wieczne szczęście, nieskończenie wiele razy większe od największych ziemskich przyjemności. Pascal zresztą słusznie zauważa, że i w tym życiu odbiera się już nagrodę: zna się cel życia, posiada się radość, wewnętrzny spokój.

Uśmiech na twarzach męczenników nie jest sztuczny i wymuszony. Matka Teresa z Kalkuty i Jan Paweł Wielki byli naprawdę szczęśliwymi ludźmi. Nie jest też przypadkiem, że to właśnie wśród ludzi odrzucających Boga i pokładających całą nadzieję w dobrach materialnych, ilość samobójstw jest wielokrotnie wyższa, niż wśród wierzących. Ostatnio także usłyszałem statystykę, że w Stanach Zjednoczonych osoby regularnie uczęszczające do kościoła żyją średnio siedem lat dłużej od tych, którzy nie praktykują. Wiara jest skuteczniejszym środkiem na przedłużenie nawet tego, ziemskiego życia, niż jogging, zdrowa dieta, spacery z psem, lampka czerwonego wina do obiadu, czy rzucenie palenia. Po prostu nie można przegrać wybierając Boga.

Dla tych, którzy odrzucają taki wybór dlatego, że jest on wyborem z bardzo niskich pobudek, mogę dodać, że argument działa równie dobrze, gdy się motyw zmieni. Wybierzmy Boga nie dlatego, żeby ratować swoją skórę, ale dlatego, że, jeżeli On istnieje, należy mu się honor i cześć. Motywem będzie wtedy sprawiedliwość, bo jeżeli Bóg jest, sprawiedliwie należy Mu się cała cześć, wiara, miłość, posłuszeństwo i nabożeństwo, jakie jesteśmy Mu w stanie okazać. Jeżeli On istnieje, a my odmówimy oddania Mu tych rzeczy, maksymalnie grzeszymy, bo Bóg jest Nieograniczonym Bytem i każde przewinienie przeciw Niemu jest nieskończenie wielkim grzechem.

Jednak tylko wtedy, gdy Bóg istnieje, a my tego nie uznamy, popełnimy grzech nieskończenie wielkiej niesprawiedliwości wobec Boga. Gdy Bóg istnieje i my Go uznamy, oddając mu cześć, spełniamy akt sprawiedliwego postępowania, za który nagrodą będzie wieczne szczęście. Gdy Boga nie ma, nie ma żadnego znaczenia, jak będziemy postępować. Poza tymi dodatkowymi siedmioma latami szczęśliwego życia na ziemi, które są statystycznym faktem. Niezależnie więc, czy postępujemy samolubnie, szukając tylko swego własnego szczęścia, czy motywem jest sprawiedliwość należna Bogu, zakład działa dokładnie tak samo. Sam Pascal użył tego samolubnego motywu, bo szukanie naszego własnego szczęścia jest czymś, co robimy bezustannie. Każdego dnia. Szukanie obiektywnej sprawiedliwości, to coś znacznie rzadsze w naszym życiu. U niektórych w ogóle nieobecne. Dlatego, z praktycznego punktu widzenia, motyw szukania szczęścia jest chyba bardziej przekonywujący.

Mówiąc o praktycznej stronie… Pascal zauważył, ze potencjalni kandydaci na nawrócenie mówią, że po prostu nie mogą się przekonać do uwierzenia, że Bóg istnieje. Rozum nawet im przyznaje, że to mogłoby się „opłacić”, ale ciągle nie mogą zrobić praktycznego kroku. Odpowiada on na to: „Jeżeli rozum ci mówi, ze to trzeba zrobić, a nie robisz tego, to znaczy, że przeszkadzają ci twoje pasje. Nie koncentruj się więc na mnożeniu argumentów za tym, że Bóg istnieje, ale na ograniczeniu swych pasji i pożądań. Bo ludzie, którzy zaczęli działać tak, jakby wierzyli, są niedaleko prawdziwej wiary.” Nie na darmo Św. Jakub pisze w swoim liście: „Ale może ktoś powiedzieć: Ty masz wiarę, a ja spełniam uczynki. Pokaż mi wiarę swoją bez uczynków, to ja ci pokażę wiarę ze swoich uczynków.” (Jk 2,18). To jest właśnie to, czego ateiści się najbardziej obawiają. Że staną się… no, jak chrześcijanie. Ale czego się obawiają? Że utracą potępienie i zyskają życie wieczne? Że przeżyją życie na ziemi jako szczęśliwi ludzie?

Pewien ateista odwiedził kiedyś żyjącego w Austrii rabina i filozofa Martina Bubera i zapytał go, czy może mu udowodnić, że Bóg istnieje. Buber odmówił. A gdy ateista odchodził, zły, że nie uzyskał odpowiedzi, Buber zapytał go, czy jest pewnym, że Boga nie ma. „Czterdzieści lat minęło od naszej rozmowy i dalej jestem ateistą, ale pytanie rabina prześladuje mnie każdego dnia” –powiedział wiele lat później ateista. Zakład Pascala ma taką samą siłę.

PS. Powyższy tekst jest oparty na wykładzie profesora Petera Kreefta, o którym pisałem przed paru dniami. Sam wykład jest dostępny w formie audio, jako plik mp3,w języku angielskim na stronie Petera Kreefta, www.peterkreeft.com . Natomiast autor „Zakładu Pascala” to ten sam Blaise Pascal, XVII-wieczny francuski naukowiec, o którym uczyłem się jeszcze w czasach komunizmu na lekcjach fizyki. Nikt nie wspominał nam wtedy, że był on nie tylko fizykiem i matematykiem, ale także filozofem, teologiem i głęboko wierzącym katolikiem. Warto zapoznać się bliżej z tą postacią, bo jest to jedna z najbardziej interesujących osób w naszej historii.

No comments:

Post a Comment