Wednesday, January 18, 2006

Dawid, Goliat i nasze pięć kamieni do walki z szatanem.

Dzisiejsze (środowe) czytanie ze Starego Testamentu przypomina nam znaną dobrze wszystkim historię Dawida i Goliata. Przypomnę tylko pokrótce, że Izraelici toczyli wojnę z Filistynami. Wojska stały naprzeciw siebie i, podobnie jak w czasach Potopu, opisanych przez Sienkiewicza, harcownicy toczyli ze sobą pojedynki. Pewien potężnego wzrostu Filistyn przez 40 dni urągał Izraelitom i wyśmiewał się z nich, starając się sprowokować kogoś do podjęcia walki. Jednak jego potężna postura odstraszała potencjalnych przeciwników. Goliat, bo tak się ów Filistyńczyk nazywał, obiecał nawet, że jeżeli go ktoś pokona, wszyscy Filistyńczycy oddadzą się w niewolę Izraelitom. Jednak gdy on zwycięży, niewolnikami zostaną Izraelici.

Wśród żołnierzy Izraelskich było trzech najstarszych synów Jessego. Najmłodszy ich brat, Dawid, był jeszcze wyrostkiem, zbyt młodym, żeby walczyć, pasł więc stada swego ojca. Czasami jednak odwiedzał braci, aby donieść im coś do jedzenia z domu i odebrać ich żołd i zanieść ojcu. Gdy, podczas takiej wizyty, dowiedział się on o pogróżkach Goliata, niewiele myśląc stwierdził, że będzie z nim walczył i pokona go. Gdy Saul, przywódca Izraelitów, powątpiewał w możliwości Dawida, ten rezolutnie odparł:


Saul odpowiedział Dawidowi: To niemożliwe, byś stawił czoło temu Filistynowi i walczył z nim. Ty jesteś jeszcze chłopcem, a on wojownikiem od młodości. Odrzekł Dawid Saulowi: Kiedy sługa twój pasał owce u swojego ojca, a przyszedł lew lub niedźwiedź i porwał owcę ze stada, wtedy biegłem za nim, uderzałem na niego i wyrywałem mu ją z paszczęki, a kiedy on na mnie napadał, chwytałem go za szczękę, biłem i uśmiercałem. Sługa twój kładł trupem lwy i niedźwiedzie, nieobrzezany Filistyn będzie jak jeden z nich, gdyż urągał wojskom Boga żywego. Powiedział jeszcze Dawid: Pan, który wyrwał mnie z łap lwów i niedźwiedzi, wybawi mnie również z ręki tego Filistyna. Rzekł więc Saul do Dawida: Idź, niech Pan będzie z tobą!
(1 Sm 17,33-37)

Uderza nas od razu nie tylko niezwykła odwaga Dawida, ale przede wszystkim jego wiara. On wie, że zwycięstwo daje Bóg. Wie, że nie jest silniejszy ani od niedźwiedzia, ani od lwa, ani od „nieobrzezanego Filistyna”. Wie jednak, że dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych. Wie, że gdy on walczy z Bogiem przy swym boku, ani dzikie zwierzęta, ani inni wrogowie nie mogą go pokonać. Święty Paweł w swym Liście do Filipin mówi dokładnie to samo:
Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia. (Flp 4,13). Czasem wręcz mamy dużo większe szanse na sukces, zwłaszcza, gdy walczymy z nałogami, uzależnieniami, gdy nasza walka wydaje się być bez nadziei na zwycięstwo, gdy po prostu oddamy się całkowicie Bogu. Gdy przyznamy, że sami nie zdołamy niczego wywalczyć. Wiemy jednak, że z Nim, z Bogiem po naszej stronie, odniesiemy zwycięstwo w każdej potyczce.

Dawid wziął ze sobą procę i pięć kamieni. Nie przejął się pełnym uzbrojeniem Goliata, ani jego potężną posturą. Pierwszym kamieniem ugodził go śmiertelnie i jego własnym mieczem odciął mu głowę. Filistyni, zobaczywszy, że ich największy wojownik zginął, rzucili się do ucieczki, a Izraelici zaczęli pogoń, zabijając wielu z nich i łupiąc ich obóz. Odnieśli tego dnia, dzięki wierze, odwadze i działaniu Dawida, wielkie zwycięstwo.

Maryja podczas objawień w Medjugorie przekazała i nam „pięć kamieni” do walki z szatanem. Nie są one żadną rewelacją, żadnym nowym odkryciem, te kamienie są nam dane przez Kościół od wieków. Ona jednak, jak dobra matka, przypomina nam o nich. Jeden z powodów, dla którego ja jestem przekonany o prawdziwości objawień Medjugorskich jest właśnie fakt, że nie przekazuje ona nam niczego nowego. Przypomina tylko o rzeczach, o których wszyscy powinniśmy pamiętać, ale jakże często, zagonieni za codziennymi sprawami, zapominamy. Przypomnę i ja jakimi to kamieniami, jaką amunicją dysponujemy w walce z szatanem. Jest on potężniejszy od Goliata, ale i nasza broń także jest potężniejsza od kamieni Dawida i z pomocą Boga, z wiarą podobną Dawidowej, możemy być pewni zwycięstwa. Musimy jednak tej broni używać!

Czym są więc te nasze „kamienie”? Pisałem już o nich kiedyś, przypomnę jednak raz jeszcze. Są to: Pismo Święte, Eucharystia, spowiedź, post i modlitwa różańcowa. Przypatrzmy się im po kolei:

Biblia jest Słowem Bożym. Jeżeli chcemy rozmawiać z Bogiem, musimy do Niego mówić, ale też musimy Go słuchać. Nie każdy z nas, albo raczej niemal żaden z nas, nie słyszy głosu Boga tak, jak go słyszeli mistycy. Ale każde słowo w Biblii, w Starym i Nowym Testamencie jest Jego słowem. Modlitwa nasza powinna być dialogiem. Czytajmy więc Biblię, żeby usłyszeć, co On ma nam do powiedzenia. Święty Hieronim powiedział, a takie dokumenty Kościoła, jak Dei Verbum (dokument Soboru Watykańskiego II, paragraf 25) i Katechizm Kościoła Katolickiego, paragraf 133 to przypomniały, że „nieznajomość Pisma świętego jest nieznajomością Chrystusa”. Wynika z tego, że nie znając Biblii nie możemy powiedzieć, że wiemy, kim jest Jezus. Zacznijmy więc ją czytać. Choć po broszeczce, choć po jednym rozdziale dziennie. Możemy zacząć od Nowego Testamentu, od Ewangelii Św. Mateusza, albo od początku, od Księgi Rodzaju. Nie jest to takie ważne, gdzie zaczniemy. Ważne, żebyśmy to wreszcie zrobili. Na mojej oryginalnej, starej stronie jest tekst pokazujący jak praktycznie dobrać kolejne księgi do przeczytania, żeby tworzyły historyczną ciągłość i ułatwiły nam nasze pierwsze spotkanie z Biblią. Można go znaleźć klikając tutaj: Jak czytać Biblię? Zapraszam do zapoznania się z tym przewodnikiem.

Drugi „kamieniem” ofiarowanym nam przez Maryję jest Eucharystia. Msza Święta jest doskonałą modlitwą. Jeżeli chcemy zobaczyć, jak wygląda niebo, to idźmy na Mszę. Właśnie podczas uczestnictwa w Mszy Świętej się tam znajdujemy. Wszystkich rozczarowanych tymi słowami chciałbym tu od razu pocieszyć, żeby się zbytnio nie martwili. To, że podczas uczestnictwa w Mszy nie czują się jak w niebie wynika z faktu, że nie rozumieją istoty Mszy i z faktu, że rzeczywistość niebiańska nie może nam być jeszcze w pełni objawiona. Gdyby tak było, nie przeżylibyśmy chyba tej radości i tego szczęścia, jakie wynika z obcowania twarzą w twarz z samym Trójjedynym Bogiem. Mój pierwszy teologiczny tekst, jaki kiedykolwiek napisałem, będący prawdę mówiąc, w znacznej mierze po prostu parafrazą wystąpienia profesora Scotta Hahna, Czwarty Kielich , tłumaczy zależność między Mszą, niebem i Męką naszego Pana na Krzyżu. Od czasu napisania tego tekstu poznałem osobiście Scotta Hahna i mam od niego zgodę na „zrzynanie” wszystkiego, czego On naucza. Zapłatą z mojej strony ma być tylko modlitwa w jego intencji. Poza tym, na swoje usprawiedliwienie muszę dodać, że przecież wszystko, co wiemy, zawdzięczamy naszym nauczycielom. A ja przecież nie jestem teologiem i tylko takim osobom jak Scott Hahn i wielu innych zawdzięczam swoją wiedzę na temat naszej wiary. Tak też rozumiem cel tej strony: Przekazanie osobom nie znającym języka angielskiego tego, czego nauczyłem się od takich osób ja Scott Hahn i wielu innych.

Trzeci „kamień” to częsta spowiedź. Co najmniej raz w miesiącu. To naprawdę pomaga! Nie szkodzi, jeżeli nie pamiętamy żadnego ciężkiego grzechu, a więc nie musimy się spowiadać. Jeżeli tak jest, to chwała Bogu! Ale przecież lekarza nie tylko wtedy odwiedzamy, gdy złapiemy śmiertelną chorobę. Nie mówimy sobie: „E, tam, to tylko złamana noga, od tego się nie umiera, nie muszę iść do lekarza”. Grzechy powszednie, lekkie, wcale takie lekkie nie są. To poważne rany naszej duszy. I nawet, jak nie powodują naszej duchowej śmierci od razu, to nas naprawdę osłabiają. Kudłaty łatwiej wtedy może nas zwieść i spowodować, że zgrzeszymy ciężko. Ktoś kiedyś słusznie zauważył, że wszyscy ludzie dzielą się na świętych, uważających się za grzeszników i na grzeszników uważających się za świętych. Ci pierwsi zawsze szukają spotkania z Bogiem w sakramentalnej spowiedzi. Słyszałem, że Jan Paweł II spowiadał się co najmniej raz w tygodniu. Do której grupy my należymy? Uważamy, że nie potrzeba nam spowiedzi? Hmmm.

Jest jeszcze jedna grupa ludzi. Zwłaszcza młodych. Takich, którzy wiedzą, że spowiedź im jest potrzebna, ale z różnych względów ją odwlekają. Albo się wstydzą księdza, albo nie wierzą, że spowiedź cokolwiek zmieni, albo udają gierojów, uważających, że spowiedź jest dla dewotek. Tych chciałbym poprosić, żeby nie zwlekali. Przecież sami w głębi serca wiedzą, że nie tylko potrzebują spowiedzi, potrzebują usłyszenia słów odpuszczenia grzechów, ale wiedzą też, że łaski otrzymane podczas tego sakramentu pomogą im w odejściu od grzechu i wytrwaniu w dobrym. Że nie od razu się tak stanie? Zapewne. Wszyscy mamy czasem wrażenie, że moglibyśmy listę naszych grzechów odbijać na ksero, za każdym razem taka sama. Ale to tylko pozory. Może tak jest przez parę miesięcy, ale ja dzisiaj na pewno (Bogu dzięki!) nie mógłbym użyć mojej listy sprzed kilkunastu lat. Nie wszystkie, co prawda, grzechy straciły swą moc nade mną, ale wiele z nich należy już do mojej przeszłości. I wiem, że jest to tylko Łaska Boża, nic więcej. Łaska otrzymana podczas sakramentalnej spowiedzi.

Kolejny kamień to post. Przeczytałem przed chwilką wpis Ani do księgi gości, gdzie przypomina ona o środowym poście. Kto to dziś jeszcze pamięta? A kiedyś wszyscy pościli w każdą środę i piątek. Jeszcze moja babcia praktykowała środowy post. Dziś coraz mniej ludzi pamięta o poście piątkowym. A przecież jest to prastara tradycja judeochrześcijańska. Jezus podczas Kazania na Górze mówi: „Kiedy pościcie…” (Mt 6,16a) Nie „Jeżeli pościcie”, czy „Gdyby wam się zachciało pościć”, ale zakłada, że wszyscy poszczą i tylko nam udziela rad, jak to czynić. Biblia nas uczy, słowami samego Jezusa, że pewien rodzaj złych duchów można usunąć tylko modlitwą i postem. A więc całkiem naturalne jest, że jednym z kamieni do walki z kudłatym jest właśnie post. „Didache”, dokument pochodzący z pierwszego wieku, a więc napisany albo przez samych apostołów, albo przez ich uczni jeszcze za ich życia, mówi:
„…wy natomiast pośćcie w środę i piątek” (Didache VIII,1b) Jeżeli więc post w środy i piątki był pożyteczny w pierwszym wieku i w wieku dwudziestym, czemu został zapomniany dzisiaj? Więcej na temat postu napisałem w tym felietonie: Dlaczego pościmy?

Ostatni kamień do walki z szatanem to różaniec. Według wielu jest to wręcz karabin maszynowy. Zachęcam wszystkich do odmawiania tej cudownej modlitwy. Odmówienie jednej tajemnicy różańcowej zajmuje około 20 minut, choć gdy się człowiek rozmodli i zamyśli, może trwać godziny. Różaniec bowiem nie powinien być odklepaniem pięćdziesięciu zdrowasiek, ale rozważaniem życia Jezusa widzianego oczami Maryi. Jest to spacerek przez Ewangelię, od nawiedzenia w Maryi przez archanioła Gabriela w Nazarecie, przez odwiedziny u swej krewnej Elżbiety, narodziny Jezusa w Betlejem, ofiarowanie Go w Świątyni i odnalezienie Go w tej samej Świątyni, gdy miał 12 lat. Następnie w tajemnicach Światła rozważamy chrzest Jezusa w Jordanie i Jego pierwszy znak w Kanie Galilejskiej, przypominamy sobie Jego nauczanie o Królestwie Bożym, idziemy z Piotrem, Janem i Jakubem za Jezusem na Górę Tabor by być świadkiem przeistoczenia Jezusa i uczestniczymy w Ostatniej Wieczerzy. W tajemnicach bolesnych modlimy się z naszym Zbawicielem na Górze Oliwnej, widzimy gdy Go biczują i koronują cierniem, podążamy z Nim na Kalwarię i jesteśmy świadkami Jego śmierci. W tajemnicach chwalebnych widzimy Jego zmartwychwstanie i wniebowstąpienie, przebywamy z Maryją i uczniami w wieczerniku, gdy Duch Święty zstąpił z nieba, widzimy Maryję wziętą do nieba pod koniec Jej życia i widzimy Ją „obleczoną w słońce i księżyc pod Jej stopami, a na Jej głowie wieniec z gwiazd dwunastu” (por. Ap 12,1), gdy została ogłoszoną Królową Nieba i Ziemi.

Te „kamienie”, o których nam Maryja przypomina, to cudowna, wspaniała broń. Dadzą nam one pewne zwycięstwo nad szatanem, ale jest jeden warunek. Musimy ich używać. Nie wystarczy wiedzieć o ich istnieniu. Nie wystarczy mieć Biblię na półce, a różaniec w szufladzie. Nie wystarczy w piątek zamienić schabowego na pstrąga, czy krewetki. Post powinien boleć. Ma być wyrzeczeniem, żeby był skuteczny. Nie prowadźmy działań pozornych, bo w ten sposób oszukujemy tylko siebie. Kudłaty na pewno nie da się nabrać na pozorne działania. Dawid nie straszył Goliata, nie odgrażał się, ale wyciągnął kamień z torby, naciągnął procę i zrobił ze swej broni użytek. Postępujmy podobnie, a zwycięstwo będzie nasze i będzie wielkie i szybkie. A o Dawidzie i Goliacie możemy przeczytać w Pierwszej Księdze Samuela, rozdział 17. Czytanie Biblii możemy zacząć od tego fragmentu. Bylebyśmy tylko na nim nie zakończyli.

No comments:

Post a Comment