Monday, March 08, 2010

Jeśli się nie nawrócicie, wszyscy tak samo zginiecie.

Kazania powinno się pisać przed, nie po fakcie, a truizmów nie powinno się głosić wcale. Co powiedziawszy, poniżej popełnię jedno i drugie. Jednak nie mogę się powstrzymać, bo po pierwsze to, co dla jednego jest truizmem, dla drugiego wcale takie oczywiste i banalne nie jest, a po drugie dobre kazanie jest aktualne w każdy dzień. Nie tylko w trzecią niedzielę Wielkiego Postu. Nie wspominając już o tym, że za trzy lata będzie można je ponownie opowiedzieć.

Przypomnę zatem Ewangelię z wczorajszej Niedzieli:

W tym czasie przyszli niektórzy i donieśli Mu o Galilejczykach, których krew Piłat zmieszał z krwią ich ofiar. Jezus im odpowiedział: Czyż myślicie, że ci Galilejczycy byli większymi grzesznikami niż inni mieszkańcy Galilei, że to ucierpieli? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy podobnie zginiecie. Albo myślicie, że owych osiemnastu, na których zwaliła się wieża w Siloam i zabiła ich, było większymi winowajcami niż inni mieszkańcy Jerozolimy? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy tak samo zginiecie. (Łk 13,1-5)

Oczywiście nikt nie wie dokładnie do jakich to wydarzeń odwołuje się Pan Jezus. To były „newsy” dwa tysiące lat temu, już dawno nieaktualne. Ale my możemy je sobie zamienić na nasze aktualne wydarzenia. Jedenasty września w Nowym Jorku, huragan Katrina w Nowym Orleanie, trzęsienie ziemi w Haiti… Każdy sobie coś wybierze. Nie brakuje opinii, że to była kara Boża. Wiadomo – takich grzeszników, jak Nowojorczycy, mieszkańcy Nowego Orleanu, czy Haitańczycy nigdzie nie ma. Sami sobie napytali biedy. Po prostu - należało im się.

O czyżby? Nie ma? Kara Boża? A może byśmy tak spojrzeli do lustra? Co tam opowiadał Jezus? „Albo myślicie, że owych tysiące, na których zwaliła się wieża w Nowym Jorku i zabiła ich, było większymi winowajcami niż inni ludzie? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy tak samo zginiecie.”

Trochę parafrazuję, ale przecież wiadomo, że przesłanie Biblii jest ponadczasowe. To także do nas Jezus mówi. Nie zapominajmy też, że mówi on głównie o tym, co święty Jan w Apokalipsie nazywa „drugą śmiercią”:

A dla tchórzów, niewiernych, obmierzłych, zabójców, rozpustników, guślarzy, bałwochwalców i wszelakich kłamców: udział w jeziorze gorejącym ogniem i siarką. To jest śmierć druga. (Ap 21,8)

Być może nie zawali się nam nic na głowę. Być może nie zasnę za kierownicą i nie wjadę rozpędzony w betonowy mur. Być może samolot, którym polecę do Polski w czerwcu, wyląduje miękko i bezpiecznie na krakowskich Balicach. Ale gdyby miało być inaczej, to to wcale nie będzie jeszcze tragedią. Śmierć pierwsza niczego nie kończy. Jeszcze raz Apokalipsa:

Przestań się lękać tego, co będziesz cierpiał. Oto diabeł ma niektórych spośród was wtrącić do więzienia, abyście próbie zostali poddani, a znosić będziecie ucisk przez dziesięć dni. Bądź wierny aż do śmierci, a dam ci wieniec życia. Kto ma uszy, niechaj posłyszy, co mówi Duch do Kościołów. Zwycięzcy śmierć druga na pewno nie wyrządzi szkody. (Ap 2, 10-11)

Błogosławiony i święty, kto ma udział w pierwszym zmartwychwstaniu: nad tymi nie ma władzy śmierć druga, lecz będą kapłanami Boga i Chrystusa i będą z Nim królować tysiąc lat. (Ap 20,6)

Prawdziwą tragedią jest śmierć naszej duszy, nie ciała. Wielu z nas jest chodzącymi trupami. Duchowi zombie. Często dbającymi o zdrowie fizyczne, czasem aż do przesady. Chełpiącymi się z naszej doskonałej formy, zapominamy, że jesteśmy trupami. A przecież reanimacja jest taka prosta! Każdy kapłan potrafi dokonać cudu przywrócenia do życia. Wystarczy go odwiedzić w konfesjonale. Jednak trzeba tę decyzję podjąć. Z wszystkimi jej konsekwencjami. Z uznaniem, że jesteśmy grzesznikami, z żalem za grzechy, za to, że obraziliśmy Boga. Nie zapominając postanowienia poprawy.

Jakże ważne i trzeźwiące są słowa przypowieści z drugiej części wczorajszej Ewangelii:

I opowiedział im następującą przypowieść: Pewien człowiek miał drzewo figowe zasadzone w swojej winnicy; przyszedł i szukał na nim owoców, ale nie znalazł. Rzekł więc do ogrodnika: Oto już trzy lata, odkąd przychodzę i szukam owocu na tym drzewie figowym, a nie znajduję. Wytnij je: po co jeszcze ziemię wyjaławia? Lecz on mu odpowiedział: Panie, jeszcze na ten rok je pozostaw; ja okopię je i obłożę nawozem; może wyda owoc. A jeśli nie, w przyszłości możesz je wyciąć. (Łk 13,6-9)

Alternatywa jest prosta: Albo wydamy owoce, albo zostaniemy wycięci. My. Ja. To nie są słowa, które nakazują nam poprawiać, nawracać i ulepszać nasze żony, mężów, dzieci, kolegów, biskupów, wirtualnych przyjaciół z Netu i w ogóle każdego, kogo spotkamy na swej drodze. To są słowa, które nakazują nam spojrzenie w siebie. Bo każdy z nas jest przede wszystkim odpowiedzialny za siebie i tylko siebie może kontrolować. I okres Wielkiego Postu, który właśnie zbliża się do półmetka jest do tego doskonałą okazją.

No comments:

Post a Comment