Tuesday, February 09, 2010

Blog roku. Czy było warto?

Konkurs na Blog Roku 2009 zakończony. Przynajmniej dla mnie. Czy było warto starować? Czy odniosłem jakiś sukces? Czy to doświadczenie mnie czegokolwiek nauczyło? Coś mi pokazało? Odpowiedź na wszystkie z tych pytań brzmi: „Tak, ale…”

Promocja

Zaczynając swój udział w konkursie, zgłaszając do niego swego bloga, miałem bardzo konkretne założenie. Moim celem było dotarcie do kilku, czy kilkuset nowych osób, które bez tego nigdy by się o blogu nie dowiedziały. W Internecie istnieją miliardy stron. Miliony z nich są w języku polskim. Blogów zapewne są setki tysięcy. Niemal każdy teraz, od premierów po kierowców, uważa, że ma coś ważnego do powiedzenia i że inni koniecznie muszą to usłyszeć. Dlatego też większości z tych blogów nikt nie czyta, poza najbliższą rodziną. Zwłaszcza nikt nie czyta blogów kierowców, sprzątaczek, gospodyń domowych i egzaltowanych nastolatek. Nikt ich nie czyta z braku czasu, bo cały czas, jaki mieli, poświęcili na czytanie blogów polityków.

Dlatego też uważam, że jest sukcesem, że moje blogi odwiedza po kilkaset osób dziennie. Stronę www.polonus.alleluja.pl gdzie zaczęła się moja przygoda z pisaniem, odwiedziło przez ostatnie sześć lat ponad milion gości. Bloga w „Salonie24”, który zacząłem zaledwie parę miesięcy temu, odwiedziło już 25 tysięcy osób, a przecież piszę także na Frondzie i na swoim forum, odwiedzanym każdego miesiąca przez kilkanaście tysięcy osób. I choć prawdą jest, że tam większość gości przychodzi ze względu na tematy nie związane z wiarą, to jednak wielu z ich także i na te ważne czasem zagląda.

W pierwszym etapie konkursu wystartowało sześć tysięcy blogów w dziesięciu kategoriach. Sto z nich, po dziesięć z każdej kategorii, przeszło do kolejnego etapu. Wśród nich także mój, co było już olbrzymim sukcesem. Z tej setki sami czytelnicy wybierali najlepszy, ich zdaniem, blog. I tu dość długo, ku mojemu olbrzymiemu zaskoczeniu, prowadziłem. Pary nam starczyło na połowę czasu trwania konkursu, potem zsunąłem się na trzecie miejsce, by zakończyć na piątym. Ale i tak jest to niesamowity sukces.

Korwin Mikke

Gdy prowadziłem jeszcze w konkursie, ktoś posiadający Nicka „niepozorny” zamieścił taki komentarz pod jednym z moich wpisów:

„Korwin-Mikke rozpoczął standardową procedurę promowania zazwyczaj kiepskich blogów swoich kolegów politycznych [...]
Obawiam się, że blogi z normalnie organizowanym poparciem, w tym Pański, raczej nie mają szans. A szkoda - zagłosowałem mimo że trochę się różnimy światopoglądowo, bo to co Pan robi na to zasługuje.”

Nie bardzo wiedziałem, co ma on na myśli, ale gdy po paru godzinach po tej informacji pierwszy z promowanych przez Mikkego blogów wyprzedził mnie, zacząłem się temu przyglądać. Okazało się, że pan Mikke, sam będąc zwycięzcą jednej z poprzednich edycji konkursu, ma niesamowicie popularnego bloga, którego odwiedziło już ponad trzydzieści milionów czytelników i ma swoich „pretorianów”, którzy wpatrzeni w swego wodza wykonują dokładnie wszystko, co on im nakazuje. Zatem gdy pan Mikke zaczął im zalecać, by „ci na literę od A do C” głosowali na blog numer jeden, a ci na literę od D do N na kolejny, a ci od O do Z na trzeci”, to był to konec konkursu. Pan Mikke zdeterminował kolejność pierwszych trzech blogów.

Nie jest to ani nieuczciwe, ani nielegalne. Na tym polegają tego typu konkursy. Na zdobywaniu poparcia i jeżeli pan Mikke postanowił się zaangażować w ten konkurs – jego sprawa. Trochę zdziwienia wywołują jedynie takie komentarze, jakie zamieścił on na swoim blogu. „Niepozorny” poinformował mnie bowiem, że Mikke w pewnym momencie napisał:

"Obiecane wskazówki co do głosowania podam po północy, gdy zadzwoni do mnie „wiewiórka” z ONETu i poda aktualne dokładne dane."
A notka wcześniej:
Dziś zaraz po północy będzie informacja – i (nieco zmieniona) prośba o głosowanie w finale Konkursu."
Korwin otwarcie chwali się jakimiś kontaktami w Onecie pozwalającymi na planowanie strategii - oszalał on?

Zatem, okazało się, że w konkursie byli „równi i równiejsi”. My, zwykli uczestnicy, i pupilki pana Mikke, który głośno mówiąc o potrzebie wolnej konkurencji, przynajmniej w sferze gospodarczej, w konkursie wykorzystał wszystkie możliwości, nawet te nie do końca uczciwe, by żadnej wolnej konkurencji nie było. Korzystał z informacji dla nas niedostępnych i promował na niezwykle popularnej stronie internetowej nie swojego bloga, ale blogi swych faworytów, wypaczając zupełnie całą ideę konkursu.

Mnie to nauczyło jednego. Mianowicie tego jakim „mężem stanu” jest Mikke. Przypomniał mi się od razu Ronald Reagan. Prezydent kraju, który udzielił mi azylu. „Mój” pierwszy amerykański prezydent. Był on krytykowany za to, że w swej polityce promował tylko kilka rzeczy. Drobiazgi. Takie jak obalenie „mocarstwa zła”, czyli Związku Radzieckiego, obniżenie podatków, co miałby spowodować koniec recesji i powrót silnej gospodarki, zmniejszenie deficytu budżetowego i inflacji, umocnienie prestiżu i potęgi militarnej USA na świecie. Tylko tyle. I Reagan odniósł niesamowity sukces.

Wielkość Reagana na tym polegała, że miał wizję, umiał ją przekazać innym, potrafił dobierać sobie odpowiednich ludzi. Mikke nigdy czegoś takiego nie dokona, nawet, jeśli założymy, że ma podobne poglądy polityczne, czy gospodarcze. Nie dokona, bo jego wizja obejmuje wyciąganie informacji od „wiewiórki z Onetu” i angażowanie się w jakieś trzeciorzędne (z punktu widzenia wielkiej polityki) konkursy. I tak właśnie jest on postrzegany przez większość społeczeństwa. Kanapowa partia, kanapowy polityk. Mąż stanu? Hmm… Jaki stan, taki mąż. Mąż w stanie raczej opłakanym.

Przyjaciele

Gdy walczyłem o jak najlepszą pozycję w konkursie, zwracałem się z prośbą o głosy do wszystkich swoich przyjaciół. Napisałem kilka tekstów, nagrałem wideo. Odpowiedzi na te prośby przeszły moje najśmielsze oczekiwania. Otrzymałem tyle cudownych dowodów poparcia, przyjaźni, wręcz miłości, że czasem wręcz nie mogłem powstrzymać łez wzruszenia. Dla nich samych warto było spróbować swoich sił. Poniżej kilka przykładów z komentarzy z youtube:

dobrze, że Hiob mówi o Bogu!! Niech będzie drogowskazem dla tych dzieciaków którym imponuje facet w wielkiej ciężarówce :D Ja też go bardzo polubiłem.. szczery, dobry człowiek, który kieruje się Bożą nauką. (michalborecki)

Hiob masz 31 głosów całą klasę zmobilizowałem (kamilredkan)

załatwiłem już dzisiaj 13 głosów
nie damy się Hiobie jesteśmy z Tobą (Nubiraf)

Zorganizowałem kolejne 5 smsów. Musimy wygrać! (adamss 3003)

Popieram popieram popieram
Hiobie nie ma innego wyjscia musisz wygrać.
Ludziska mobilizacja wysyłać smsy bo blog najlepszy a i cel szczytny (RaFaL8590)

Jest Pan bardzo dobrym człowiekiem, ja sms już wysłałem, i nie wykluczam, że wyślę ich więcej. (wiaterek83)

Popieram Cię Hiobie jak tylko mogę...;)
Bo jestem Ci bardzo wdzięczny za to co dla nas robisz te wszystkie filmiki na YouTube , kamera live i forum na którym jest masa ciekawych tematów.
Osobiście bardzo Cię cenię za to wszystko.
I jesteś wspaniałym człowiekiem który potrafi nie jednej osobie odmienić pozytywnie życie (GrooveBasse)

Dziękuję za wszystkie te głosy i za wszystkie SMS-y.

Prawdziwy zwycięzca.

Jednak mój blog został wyprzedzony nie tylko przez trzech pupilków Mikkego, ale także przez … blog jakiegoś księdza. Na początku myślałem, że mój blog jest jedynym „katolickim” blogiem w konkursie, ale okazało się, że nie. Że jest jeszcze blog „M jak młodość”, prowadzony przez młodego kapłana, który pokonał mnie jak najbardziej uczciwie. I dla mnie właśnie ten blog jest moralnym zwycięzcą konkursu na „bloga blogerów”.

Wyniki

Końcowa klasyfikacja wyglądała tak: Zwycięski blog otrzymał 1319 głosów, dwa kolejne, popierane przez Mikkego, odpowiednio 809 i 803 głosy. Blog młodego księdza 703 głosy, mój 626. Kolejny blog miał poniżej czterystu głosów, następne już poniżej trzystu. Niektóre, nawet spośród tych wybranych przez jurorów do dalszej rywalizacji, otrzymały zaledwie po parę sms-ów.

W tym kontekście nie można inaczej spostrzegać mojego udziału w konkursie, niż jako wielki sukces. Nie największy, mogło być lepiej, ale przecież lepiej zawsze może być. Ale konkurs udowodnił, że mój blog jest potrzebny, że dla wielu osób jest ważny, że wielu nie tylko słowami, ale głosowaniem to udowodniło. Uzyskać ponad sześćset głosów, nie mogąc samemu wysłać ani jednego, to niewątpliwie jest coś.

Jeszcze raz serdecznie dziękuję Wam wszystkim. Nie wygraliśmy laptopa, by go komukolwiek przekazać. Ale uzyskaliśmy kilkaset złotych na opłacenie turnusów rehabilitacyjnych dla osób niepełnosprawnych, poznaliśmy się lepiej, zachęciliśmy wiele osób, by odwiedziły mojego bloga, zatem wszyscy przyczyniliśmy się do czegoś dobrego. Mój blog przecież ma tylko jeden cel: Przybliżenie wszystkim Ewangelii, wyjaśnianie naszej wiary, głoszenie Dobrej Nowiny.

Bóg Zapłać!

No comments:

Post a Comment